Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamierza zrobić czystkę w dyplomacji. Nie wiadomo jednak, czy ustawa o służbie zagranicznej obejmie Andrzeja Przyłębskiego, polskiego ambasadora w Berlinie, który miał poświadczyć nieprawdę w oświadczeniu lustracyjnym. Z nieoficjalnych informacji TVN24 wynika, że władze Prawa i Sprawiedliwości miały informacje o jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w czasach studenckich. Materiał magazynu "Polska i Świat".
We wtorek rząd przyjął projekt ustawy o służbie zagranicznej. Celem zmian jest pozbycie się z placówek dyplomatów, którzy pracowali lub mieli cokolwiek wspólnego z aparatem państwa przed 1989 rokiem.
"Dopóki nie zakończy się postępowanie lustracyjne..."
- Dzisiaj nie musimy mieć w dyplomacji osób, które zaczynały swoją karierę w głębokim PRL-u, związanych z poprzednim reżimem. Dzisiaj polska dyplomacja powinna należeć już do nowego pokolenia - powiedział szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski.
Po raz pierwszy zabrał też głos w sprawie ambasadora w Berlinie Andrzeja Przyłębskiego.
- Dopóki nie zakończy się postępowanie lustracyjne, nie jest objęty tą ustawą (o służbie zagranicznej) - powiedział Waszczykowski. Nie odpowiedział jednak na pytanie, czy o postępowaniu IPN w sprawie wiarygodności oświadczenia lustracyjnego ambasadora Polski w Berlinie rozmawiał z samym Przyłębskim.
Okazja do spotkania była, bo jak poinformował TVN24 radca prasowy ambasady RP w Berlinie Jacek Biegała, Andrzej Przyłębski był we wtorek niedostępny, ponieważ wracał do Berlina właśnie z Warszawy. W poniedziałek wraz z innymi ambasadorami państw Unii Europejskiej brał tam udział w całodniowej naradzie z ministrem Waszczykowskim.
"Utracił wiarygodność"
- Ambasador po prostu poświadczył nieprawdę. A jako taki utracił wiarygodność - ocenił tymczasem postawę dyplomaty w rozmowie z TVN24 były ambasador Polski w Kanadzie, Tadeusz Diem. - Dyplomacja opiera się na zaufaniu. Skoro ktoś traci wiarygodność, traci również - w moim pojęciu - możliwość wykonywania w sposób odpowiedzialny swojej funkcji - dodał.
Ambasador odniósł się w ten sposób do faktu, że już po nominacji i po tym jak ambasador Przyłębski w oświadczeniu lustracyjnym zadeklarował, że ze Służbą Bezpieczeństwa nie współpracował, IPN opublikował teczkę personalną, w której znajduje się odręczna deklaracja o współpracy ówczesnego studenta o pseudonimie "Wolfgang".
Sam ambasador Przyłębski tłumaczy, że sprawy podpisu dokładnie nie pamięta i, że jeśli nawet deklarację o współpracy podpisał, to zrobił to pod groźbą.
To wszystko sprawdza teraz pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej. Weryfikacja może potrwać kilka miesięcy.
PiS miał informację o współpracy Przyłębskiego z SB?
- Rząd PiS sankcjonuje takie zachowanie i sankcjonuje życiorys swojego ambasadora w Berlinie - zwraca uwagę szef Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. Na razie jedynym politykiem z klubu PiS, który otwarcie i negatywnie sprawę ambasadora ocenia jest Tadeusz Cymański. - Cień, który padł na jego osobę jest wielki i zimny. Wydaje mi się, że trudno się z tego wytłumaczyć - uważa.
- Jeżeli to się potwierdza, materiały i to wszystko, to przykra to jest sprawa. Albo ktoś albo on sam może zrezygnuje? Nie wiem - dodaje.
Z nieoficjalnych informacji TVN24 wynika, że władze Prawa i Sprawiedliwości wiedziały o Przyłębskim i jego działaniach w czasach, gdy był studentem. Miały tę współpracę uznać jednak za mało znaczącą.
Autor: js/adso / Źródło: tvn24