Możliwe, że to szef Rady Europejskiej Donald Tusk zadzwonił do ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka i zasugerował dymisję - spekulowała we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 politolog dr Renata Mieńkowska-Norkiene. Z kolei socjolog dr Robert Sobiech przekonywał, że szybka dymisja Grabarczyka była reakcją "uszczelniającą" elektorat Bronisława Komorowskiego.
Pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego zastanawiali się we "Wstajesz i wiesz" nad wpływem sprawy Cezarego Grabarczyka na toczącą się kampanię prezydencką.
Dr Renata Mieńkowska-Norkiene stwierdziła, że prawdopodobnie był "cały sztab ludzi, którzy chcieli znaleźć coś na Grabarczyka".
Podkreśliła, że nie wyklucza, że "haki" zbierali ludzie związani z ministrem spraw zagranicznych Grzegorzem Schetyną. Bardziej prawdopodobne - jej zdaniem - jest jednak to, że akcję przeprowadzili przeciwnicy polityczni PO, którzy chcieli zaszkodzić startującemu w wyborach prezydenckich Bronisławowi Komorowskiemu.
Telefon z Belwederu czy Brukseli?
Mieńkowska-Norkiene stwierdziła, że w Pałacu Prezydenckim nie ma na tyle silnych ludzi, którzy mogli zadzwonić do Grabarczyka i zasugerować dymisję.
- Albo był to ewidentnie sam prezydent, albo raczej zrobiła to pani premier. Podejrzewam, że nawet mógł to być Tusk, ale to jest daleko idąca teoria, bo on jest teraz zajęty innymi rzeczami - stwierdziła. - Jest to możliwe, że zadzwonił i powiedział: zróbcie coś z tym i to migiem. Możliwe, że tak rzeczywiście było.
Reakcja "uszczelniająca"
Socjolog dr Robert Sobiech (Uniwersytet Warszawski) stwierdził, że szybka dymisja Grabarczyka to tzw. reakcja uszczelniająca. Jak wyjaśnił, wyborcy Komorowskiego składają się z dwóch grup: zdeklarowanych wyborców Platformy Obywatelskiej i sympatyków urzędującego prezydenta.
- Szybka reakcja była spowodowana obawą, że ta druga grupa może na te informacje zareagować w sposób niekorzystny - podkreślił.
Minister do dymisji
Premier Ewa Kopacz przyjęła dymisję Cezarego Grabarczyka z funkcji ministra sprawiedliwości – poinformowało w środę wieczorem CIR. Grabarczyk tłumacząc swoją decyzję, podkreślił że nie może być wątpliwości co do osoby pełniącej funkcję ministra sprawiedliwości.
W ubiegły czwartek media podały, że Grabarczyk został przesłuchany przez prokuraturę w Ostrowie Wielkopolskim w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi przy egzaminach i wydawaniu zezwoleń na broń palną. Policjanci z Łodzi mieli załatwiać VIP-om broń bez konieczności zdawania egzaminów.
Tego dnia sam Grabarczyk potwierdził w rozmowie z dziennikarzami, że został "zaproszony przez prokuratora na przesłuchanie" i był przesłuchiwany w charakterze świadka. Nie chciał jednak mówić o szczegółach tej sprawy. "Nie jestem gospodarzem tego postępowania i nigdy do tej pory nie komentowałem postępowań, które są w toku. Tak samo uczynię i tym razem" - zaznaczył wówczas. Minister potwierdził, że ma pozwolenie na broń, dodając przy tym, że otrzymał je "poprzez procedurę uzyskania pozwolenia". Pytany, czy procedura ta przebiegła w sposób prawidłowy, odpowiedział: "to jest w tej chwili weryfikowane". W środę dziennikarze śledczy portalu tvn24.pl ujawnili, że Grabarczyk został nagrany w sprawie egzaminu na broń, jednak łódzki prokurator nie wystąpił do sądu o to, aby podsłuchana rozmowa mogła być uznana za dowód w śledztwie. Gdy kolejny prokurator zdecydował o przeszukaniu biura poselskiego Grabarczyka, szefowie odebrali mu śledztwo. Grabarczyk jest wiceszefem PO i członkiem zarządu krajowego partii.
Autor: pk//gak / Źródło: TVN24, PAP