Czasem dramat, nierzadko komedia, a nawet farsa - tak zdaniem prof. Bralczyka wygląda polityczna kampania. "Mordy", "koryta" i "Donaldusie" dziwić nie powinny, ale uwaga - ostrzega profesor - ci, którzy jeszcze dostatecznie nie zaistnieli, w ostatnim tygodniu będą chcieli zabłysnąć.
W tej kampanii - jak zwraca uwagę prof. Bralczyk - politycy postawili m.in. na dowcip. Premier próbuje dociec czy "Donalduś" to prawidłowe zdrobnienie od imienia lidera PO, Radosław Sikorski między Janem Rokitą a jego żoną widzi taką samą różnicę jak między kreacją Coco Chanel a osławioną torebką posłanki Jolanty Szczypińskiej. A Marek Borowski mówi do byłego prezydenta "Olek, mordo ty nasza"... - To nie przypadek - twierdzi profesor. Żart to skuteczny sposób zjednania sobie odbiorców.
Niektórym jednak nie do śmiechu i zamiast dowcipu wolą zaatakować. - Mam pretensje do Leszka Millera o to, że nazwał pana Ziobro "zerem" - mówił Andrzej Lepper (siedząc zresztą tuż obok byłego premiera). - Otóż przecenił go, on jest mniej niż zerem.
To naturalne - tłumaczy profesor Bralczyk - ci, którzy jeszcze niedostatecznie zaistnieli, mają na to tylko tydzień i będą chcieli zaistnieć jakimś wyrazistym sformułowaniem.
- Mamy kilka typów słów przeciwko politycznemu rywalowi - wskazuje Bralczyk. - Po pierwsze oskarżenia, np. rabunek. Po drugie metafory, np. koryto. Po trzecie - pokazanie własnych ocen. Mówią: "straszliwe", "okropne".
A pełen sukces to wmówienie wyborcom, że nie da się pewnych faktów ocenić inaczej niż my to oceniamy. Tu pojawiają się określenia: haniebne, skandaliczne, porażające.
Źródło: TVN24, PAP