- Procedury w tak dużej międzynarodowej operacji wymagają czasu, dochodzą do tego kwestie odległości - wiceszef MON odpowiada na wątpliwości premiera do przebiegu akcji polskich wojsk w Afganistanie. - Reakcja polskich śmigłowców wydaje się spóźniona – komentował wcześniej Tusk i zażądał wyjaśnień od szefa MON.
Stanisław Komorowski wiceminister obrony narodowej ujawnił w programie "24 godziny" w TVN24 kulisy akcji w Afganistanie. - Już po 50 minutach od pierwszych strzałów przybyły amerykańskie samoloty - poinformował minister.
Pamiętajmy jednak, że procedury w tak dużym zgrupowaniu sojuszniczym i przy tak dużych odległościach trwają komorowski
Choć F-16 USAF przybyły na miejsce wymiany ognia szybko, poza demonstracją siły nie mogły wiele zrobić. - W międzyczasie nasi żołnierze stracili środki łączności i nie mogli porozumieć się z pilotami, by wskazać im cele - wyjaśniał Komorowski. Samoloty nie mogły też zbombardować celów, bo Afgańczycy znajdowali się w pobliżu wioski.
Komorowski przyznaje jednak, że amerykańskie śmigłowce szturmowe AH-64 Apache, które swoim ogniem mogły skutecznie wesprzeć Polaków pojawiły się na placu boju dopiero po czterech godzinach. - To jest przedmiotem naszej analizy. Pamiętajmy jednak, że procedury w tak dużym zgrupowaniu sojuszniczym i przy tak dużych odległościach trwają - dodał.
Komorowski przekazał też kondolencje rodzinie zabitego żołnierza w imieniu Bogdana Klicha, który od wczoraj nie pokazuje się w mediach. Zapewnił też, że raport dotyczący przebiegu zajścia w Afganistanie zostanie przekazany premierowi w najbliższych dniach.
Więcej Polaków w Afganistanie
Na wyjaśnienie Donald Tusk czeka niecierpliwie. Jeśli Bogdan Klich przekona premiera, że to braki w ludziach spowodowały opóźnienie misji ratunkowej, ten da mu zielone światło na zwiększenie polskiego kontyngentu w Afganistanie. Ministerstwo Obrony Narodowej przyznaje, że rozważa wysłanie do Afganistanu strategicznego odwodu, w ramach którego do przerzucenia w rejon operacji przygotowywanych jest w kraju 200 żołnierzy.
Kiedy ostatnio byłem w Afganistanie, gołym okiem było widać czego brakuje, wystarczyło posłuchać zwykłych żołnierzy. Te braki wówczas odnotowane, zostały z nawiązką nadrobione, głównie jeśli chodzi o sprzęt. W tej konkretnej sytuacji dużo ważniejsze byłaby pewność, że na pomoc mogą ruszyć natychmiast polskie śmigłowce. Donald Tusk
Ze słów premiera wynika jednak, że taki scenariusz jest mało realny. - Według naszej wiedzy (…), albo komuś zabrakło refleksu, albo ktoś nie przewidział zdarzeń. Misja miała charakter szkoleniowy, więc ktoś może nie przewidział, że może zakończyć się to atakiem – stwierdził Tusk.
Premier nie ukrywa, że jego zdaniem to nie mała ilość polskich żołnierzy była przyczyną śmierci polskiego oficera, a zwiększenie kontyngentu raczej nie będzie receptą na jego problemy. - W tej konkretnej sytuacji dużo ważniejsze byłaby pewność, że na pomoc mogą ruszyć natychmiast polskie śmigłowce - dodał. Szef rządu wielokrotnie podkreślał, że kluczowe znaczenie w całej sprawie ma wyjaśnić, dlaczego polscy żołnierze czekali tak długo na pomoc w czasie ostrzału.
Premier czeka na raport
Szef rządu zapewnił, że sprawa śmierci polskiego żołnierza jest badana, a on sam oczekuje bardzo szczegółowego raportu. - Chcę mieć jak najszybciej pewność, że polskie dowództwo, wszyscy odpowiedzialni za bezpieczeństwo naszych żołnierzy w Afganistanie, wykonywali swoje zadania właściwie – dodał premier.
Kpt. Ambroziński zmarł w poniedziałek w wyniku ran postrzałowych, odniesionych podczas wymiany ognia w ataku talibów na patrol w afgańskim dystrykcie Ajristan. Jego ciało znaleziono we wtorek nad ranem. W tym samym ataku rannych zostało czterech innych polskich żołnierzy.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24\PAP