Z edukacji domowej w Polsce korzysta około 6 tys. dzieci. Liczba ta z roku na rok rośnie. Rodzice doceniają, że w ten sposób mogą spędzać więcej czasu z dziećmi, choć taki model nauczania nie jest pozbawiony wad. W nowym roku MEN obcięło subwencje na edukację w domu, jednak po poniedziałkowym spotkaniu z rodzicami zapowiada powołanie zespołu, który ma przeanalizować kwestie związane z nauczaniem domowym. ("Polska i świat")
Polskie przepisy przewidują, że o nauczanie dziecka w domu może wystąpić każdy rodzic. Dziecko formalnie przypisane zostaje do konkretnej szkoły, ale całą edukację biorą na siebie rodzice.
- Aby uzyskać zgodę na edukację pozaszkolną, trzeba się zwrócić z prośbą do dyrektora szkoły oraz uzyskać zaświadczenie z poradni psychologiczno - pedagogicznej, że nie ma przeciwwskazań - wyjaśnia Marianna Kłosińska z Fundacji Bullerbyn.
Choć edukacja spoczywa na rodzicach, to szkoła odpowiada za poziom nauczania i organizuje uczniom egzaminy na koniec roku. Muszą one udowodnić wtedy, że w domu poznały materiał w takim samym zakresie jak ich rówieśnicy. Po egzaminach dostają świadectwo i promocję do następnej klasy. Do stycznia szkoły otrzymywały na każdego ucznia objętego edukacją domową taką samą kwotę z subwencji oświatowej, jak na ucznia chodzącego codziennie na lekcje do szkoły.
Mniej pieniędzy
Zgodnie z nowym rozporządzeniem MEN w tym roku samorządy na każde dziecko uczące się w domu mają dostawać kwotę mniejszą o około 40 proc. niż dotąd. Rodzice uważają, że to za mało. Po poniedziałkowym spotkaniu dotyczącym edukacji domowej szefowa MEN Anna Zalewska zapowiedziała, że w resorcie powstanie zespół, który przeanalizuje kwestie związane z nauczaniem w domu, także z jego kosztami.
Z edukacji domowej w Polsce korzysta około 6 tys. dzieci. Liczba ta z roku na rok rośnie. Rodzice doceniają, że w ten sposób mogą spędzać więcej czasu z dziećmi.
- Dziecko jest dużo bardziej chłonne, chętne do współpracy - zachwala Anna Zdort, która uczy w ten sposób swoich dwóch synów. - Zupełnie inaczej się z nim uczy, niż jeśli robi się to wieczorem, kiedy wszyscy są zmęczeni, zdenerwowani i jeszcze trzeba odrabiać lekcje - dodaje.
Razem z rówieśnikami
Taka metoda nauczania ma jednak swoje wady. Dzieci nie mogą być bowiem cały czas zamknięte pod kloszem.
- Rówieśnicy dają dziecku możliwość skonfrontowania się ze sprzeciwem, z brakiem zgody, ze sporem, z walką o różne rzeczy. To jest dziecku potrzebne - podkreśla psycholog Jarosław Żyliński.
Coraz częściej rodzice, którzy zdecydowali się na nauczanie w domu, organizują więc dzieciom spędzanie czasu z rówieśnikami.
- Mój starszy syn jest teraz w pierwszej klasie gimnazjum. Mamy sporo lekcji zorganizowanych z innymi dziećmi, które uczą się w domu - mówi Anna Zdort.
Coraz większą rolę odgrywają też szkoły niepubliczne. Te, które pod swoją opieką mają więcej dzieci objętych edukacją domową, same organizują im zajęcia pozalekcyjne. Są one finansowane z subwencji z budżetu państwa, którą szkoła dostaje na każde dziecko. Im więcej dzieci, tym więcej pieniędzy na te zajęcia
- Wtedy szkoła może się skupić na tym, żeby zaproponować konkretną ofertę dla grup dzieci czy rodziców, którzy są objęci edukacją pozaszkolną - tłumaczy Marianna Kłosińska z Fundacji Bullerbyn.
Autor: kg\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24