- To zawsze jest decyzja sądu. Zasady dla wszystkich są równe - mówił o rejestrze pedofilów w Sejmie wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Dziewięć miesięcy po jego upublicznieniu obywatele nie znajdą w nim jednak żadnego duchownego. - To świadczy o bezsensowności tego rejestru - uważa Michał Lisiecki, prezes fundacji, która zajmuje się pomocą ofiarom księży pedofilów. Materiał "Czarno na Białym".
- Trzeba było zareagować, ponieważ niewiele działo się w tej sprawie - mówi Tomasz Szatański z Otwockiego Stowarzyszenia Aktywistów, którego 10-letnia córka chodzi do tej szkoły. Mężczyzna wraz z grupą rodziców napisał w tej sprawie list do biskupa. Po ich interwencji ksiądz K. został przeniesiony do zamkniętego klasztoru.
- Ja się chciałem po prostu pozbyć potencjalnego zagrożenia dla dzieci, bo chodzi o osobę skazaną za molestowanie – dodaje.
Przełom w walce z pedofilią?
Musieli interweniować rodzice, a wcześniej na trop księdza wpaść dziennikarze. Mimo że już dziewięć miesięcy działa rejestr pedofilów - baza danych, która miała być przełomem w walce z pedofilią.
- Procedowanie tej ustawy było tylko pod publiczkę, żeby pokazać obywatelom, że "ja, minister Ziobro, robię wszystko, aby ukarać wszystkich zbrodniarzy". Tylko faktem jest, że ukryto albo specjalnie ominięto (w rejestrze - red.) księży pedofilów – twierdzi Joanna Scheuring-Wielgus.
Posłanka oficjalnie zapytała ministra, ile osób duchownych jest w aktualnym rejestrze pedofilów. Odpowiedzi na to pytanie nie dostała, ale minister odpowiedział na zarzut - polityczny.
- Podchodzimy z całą powagą do tego typu przestępstw o charakterze pedofilskim, nie chronimy nikogo, żadnej grupy zawodowej, przed odpowiedzialnością i umieszczeniem w jawnym bądź niejawnym rejestrze - przekonywał minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
Na pytanie, ilu księży znajduje się w obu rejestrach, Ministerstwo Sprawiedliwości nie udzieliło konkretnej odpowiedzi, informując jedynie, że "ustawa (...) nie przewiduje kategoryzowania sprawców według zawodu czy wykonywanego zajęcia".
Publiczny rejestr bez duchownych
Wiadomo, że w jawnym rejestrze, do którego w internecie mają dostęp wszyscy, znajduje się około 800 szczególnie groźnych przestępców i recydywistów. Wiemy, jak wyglądają, ile mają lat, za co zostali skazani i gdzie obecnie przebywają.
W rejestrze niejawnym znalazło się ponad 2,5 tysiąca nazwisk groźnych przestępców i wszystkich pozostałych skazanych, między innymi za pedofilię. Dostęp do niego mają tylko policja, prokuratura, sądy, pracodawcy czy dyrektorzy szkół.
Michał Lisiecki, prezes fundacji, która zajmuje się pomocą ofiarom księży pedofilów, do części niejawnej nie ma dostępu, ale przejrzał publiczną część rejestru.
- Sprawdzaliśmy to z prawnikami z fundacji i nie ma tam ani jednej osoby duchownej. To świadczy o bezsensowności tego rejestru – ocenia Lisiecki.
Dlaczego w części publicznej rejestru osób skazanych na tle seksualnym nie ma księży?
- To zawsze jest decyzja sądu. Zasady dla wszystkich są równe. Nie ma rozróżnienia na zawód, czy jest to dziennikarz, czy kierowca, czy osoba duchowna – zapewnia wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, który ustawę o rejestrze pedofilów prezentował w Sejmie.
"Księży, tak jak każdego innego, obowiązują te same przepisy. Nikogo rejestr pedofilów nie chroni. Fakt, że nie znajdują się tam księża (w rejestrze jawnym), oznacza, że księża nie popełniali najbrutalniejszych przestępstw (tam się kwalifikują brutalne gwałty)" – napisał na swoim Twitterze Sebastian Kaleta, rzecznik prasowy ministra sprawiedliwości.
Gwałciciele gorsi i lepsi
- Nie powinno być dzielenia na to, czy mamy do czynienia z gwałtem w trybie podstawowym, czy w trybie kwalifikowanym, bo oba przestępstwa są na równi brutalne i na równi paskudne – uważa Przemysław Rosati, pełnomocnik osób poszkodowanych przez księży pedofilów, który zwraca uwagę, że to właśnie ministerstwo dokonało podziału w ustawie na rejestr jawny i niejawny.
Na jawną listę trafiają pedofile skazani na podstawie art.197 Kodeksu karnego, ale tylko ci, którzy zgwałcili dziecko poniżej 15 lat i ci za gwałt ze szczególnym okrucieństwem, a także recydywiści, którzy byli już karani za pedofilię. - Katalog przestępstw, które są wpisane do rejestru jawnego, jest zbyt zawężony i przez to ta ustawa może nie realizować celów. A celem jest ochrona osób, którym ta ustawa ma służyć – podkreśla Rosati.
Nie ma więc w rejestrze jawnym księdza Roman B., który przez kilkanaście miesięcy więził i gwałcił 13-latkę. Księdza Pawła K.- skazanego na 7 lat - który molestował i gwałcił trzech chłopców, czy księdza Jacka S., który zgwałcił 14-latkę i nakłaniał ją do aborcji.
Żaden z nich nie został jednak formalnie skazany przez sąd za gwałt na dziecku i gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Paweł K. został skazany za wykorzystywanie seksualne nieletnich powyżej 15. roku życia i posiadanie dziecięcej pornografii.
Według fundacji "Nie lękajcie się", duchownych, którym udowodniono gwałt, a nie znaleźli się w jawnym rejestrze ze względu na przepisy w ustawie, jest co najmniej 10.
- Pedofilem jest się do końca życia. Ci ludzi dalej będą krzywdzić i powinni być wszyscy ujawniani, tak byśmy mieli wgląd, czy taki Kowalski pedofil mieszka w mojej okolicy – uważa Lisiecki, z fundacji "Nie lękajcie się".
Rzecznik praw obywatelskich alarmował, że umieszczanie imion i nazwisk sprawców w jawnym rejestrze może uderzyć w ich rodziny. W ustawie znalazł się zapis o możliwość usunięcia danych przestępców z rejestru - na ich wniosek - przed publikacją raportu. Do sądów według ministerstwa trafiło ponad 100 takich spraw. W 17 przypadkach dane z systemu usunięto. Prawie wszystkie dotyczyły jawnej części rejestru.
Ziobro: system działa dobrze
- Wszystkie osoby, które zostały skazane, a które były zgłaszane przez media, że nie są w rejestrach, zostały właściwie przez ustawę potraktowane i naszym zdaniem system działa prawidłowo – przekonywał minister Ziobro we wrześniu.
Od momentu uruchomienia strony z rejestrem zanotowała ona ponad trzy miliony wejść, a zdjęcia i dane pedofilów z jawnego rejestru publikowały media i internauci w całej Polsce. Na rejestrze niepublicznym zostało założonych ponad 45 tysięcy kont, których użytkownicy zadali ponad 200 tysięcy pytań o skazanych za pedofilię.
- Każda z form, która uchroni nasze dzieci przed kontaktami z takim ludźmi, jest potrzebna i dobra - ocenia rejestr Bogusław Olejniczak, dyrektor XI Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi, który kandydatów do pracy w szkole sprawdza osobiście. W niejawnej części rejestru wpisuje PESEL kandydata i dostaje informacje o tym, czy był karany za pedofilię. Zgodnie z ustawą, to jego obowiązek, choć nie może sprawdzić w niejawnym rejestrze, czy na przykład w pobliżu jego szkoły mieszka pedofil.
Dyrektor jest przeciwny podziałowi listy pedofilów na jawną i niejawną. - To dla dziecka, dla zasad, dla wychowania nie ma żadnego znaczenia. Każdy, kto usiłuje dziecko dotknąć w taki sposób, powinien być napiętnowany – dodaje.
- Samo rozdzielenie tych list budzi podejrzenia, dlatego jest to dla mnie wątpliwa historia – mówi Tomasz Szatański z Otwockiego Stowarzyszenia Aktywistów.
Nie wiadomo, czy dyrektorka szkoły w Otwocku korzystała z rejestru. Dziennikarzom "Czarno na Białym" nie udało się z nią porozmawiać.
- Na tym etapie sprawa jest zamknięta. Nie będę skazywał tego księdza ponownie za czyny, które popełnił. Mam nadzieje, że więcej tego nie zrobi, ale bardzo się cieszę, że nie ma go już w Otwocku – mówi Szatański.
Autor: momo/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24