- Oburzające jest to, że jest taka próba, żeby urny z prochami zastąpić urnami wyborczymi. Bezpośredni sprawcy tej tragedii zginęli - powiedział Leszek Miller w "Kawie na ławę" w TVN24. Rozmowa dotyczyła różnic w ekspertyzach dotyczących katastrofy smoleńskiej. Słowa szefa SLD wywołały oburzenie. On sam jednak podkreśla, że potrzeby wznowienia prac komisji nie ma, bo jest to element politycznej gry.
W ubiegłym tygodniu premier Donald Tuska zapowiedział, że nie wznowi prac sejmowej komisji śledczej ws. katastrofy smoleńskiej. Wcześniej ujawniono ekspertyzę czarnych skrzynek, z której wynika, że tuż przed katastrofą słowa, które przypisywano gen Błasikowi (zarówno raport MAK, jak i komisji Millera), wypowiedział drugi pilot tupolewa mjr Robert Grzywna. To ustalenie biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna w Krakowie.
W sprawie oświadczenia premiera opinie gości "Kawy na ławę" były podzielone. Większość z nich opowiadała się jednak za tym, żeby prac komisji nie wznawiać, o ile nie pojawią sie nowe rozbieżności.
Głos Błasika to "symbol nacisków"
Według Witolda Waszczykowskiego (PiS), w samej sprawie wyjaśnienia sprawy "nie widać było determinacji premiera od początku, od pierwszych minut po katastrofie." Poseł podkreślił, że niezwykle ważne jest to, iż w raporcie z prac komisji pojawiły się duże rozbieżności w faktach, takich jak rozpoznanie głosu polskiego generała. Jak powiedział Waszczykowski, ta kwestia to "symbol nacisków, że za katastrofę odpowiada strona polska".
Eugeniusz Kłopotek z PSL bardziej zwracał uwagę na brak profesjonalizmu w pracach komisji. - Dwie niezależne komisje mogą różnić sie w decyzjach, ale nie co do faktów. To interpretacja może być różna - mówił poseł. Usprawiedliwienia natomiast szukał w naciskach medialnych i politycznych na tempo prowadzenia prac. Zaznaczył też, że jeśli pojawią się kolejne różnice, to wtedy wiarygodność raportu może zostać mocno podważona a prace powinny zostać wznowione.
Miller o winie załogi
Szef klubu SLD nie zgodził się z tym stwierdzeniem. Według niego, to czy generał Błasik był obecny w kokpicie czy nie, nie ma większego znaczenia. - Wina była po stronie załogi. To oni podjęli się zadania niewykonalnego - mówił Leszek Miller.
Europoseł Tadeusz Cymański (Solidarna Polska) zwrócił większą uwagę na fakt poświadczenia nieprawdy w dokumencie rządowym. - Jeśli nie ma pewności (co do tez -red.) to się nie twierdzi - podkreślał poseł.
Według Janusza Palikota z kolei, cała sytuacja to "element gry partyjno-politycznej o kontrolę nad śledztwem" i świadczy to tylko o zaciętej walce między frakcją PiS i PO w prokuraturze. Zaznaczył jednak, że jeśli ustalenia będą zawierały zbyt wiele różnic, trzeba będzie dokonać korekty.
Adam Szejnfeld (PO) mówiąc o różnicach między ostatnimi ustaleniami biegłych a raportem komisji Millera, podkreślał znaczenie presji czasu. Według niego, należałoby wznowić prace komisji, o ile pojawią się kolejne rozbieżności w ustaleniach.
Źródło: tvn24