Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenia, że projekt umowy fiskalnej powstały po ustaleniach ostatniego szczytu UE stawia Polskę "na pozycji niższej niż obserwator". - Tusk mówił o tym, że mamy być przy głównym stole jako biesiadnik, a nie w karcie dań. Otóż jesteśmy w karcie dań - powiedział Kaczyński.
Na szczycie UE uzgodniono m.in., że 200 mld euro trafi do MFW, który przeznaczy je na pomoc zadłużonym gospodarkom unijnym. 150 mld euro z tej kwoty miałoby pochodzić od krajów strefy euro, a 50 mld euro od krajów spoza eurolandu, w tym z Polski.
Za co płacimy?
Zdaniem Kaczyńskiego, w tej sytuacji "powstaje pytanie, za co mamy płacić". - Uważamy, że nie należy płacić i wchodzić do tej grupy niezależnie od tego, jak będzie to wyglądało - stwierdził szef PiS i ocenił, że przyjęte na szczycie rozwiązania powodują, że Polska nie ma nic do powiedzenia.
- Jest takie domniemanie, że jest to propozycja przygotowana pod wpływem Berlina i Paryża, a więc tych stolic, które dziś decydują. Pytanie: dlaczego Tusk tak bardzo zabiega o względy tej bliższej nam stolicy? Dlaczego mamy do czynienia z taką polityką wobec Niemiec, skoro po tamtej stronie nie ma gotowości nawet do jakichkolwiek kurtuazyjnych gestów? - pytał Kaczyński.
Europoseł PiS Ryszard Czarnecki zauważył z kolei, że na razie mamy do czynienia z projektem umowy międzyrządowej. Dlatego - jak zaznaczył - rząd ma jeszcze pole manewru. Według niego, zapisy obecnego projektu umowy spychają Polskę "do roli płatnika". - To jest oczywiście rzecz absolutnie nie do przyjęcia dla każdego Polaka, obojętnie od poglądów politycznych - ocenił Czarnecki.
Brukselskie ustalenia
Ośmiostronicowy projekt traktatu pt. "Międzynarodowe porozumienie na rzecz wzmocnionej unii gospodarczej" w piątek po południu udostępniono dziennikarzom w Brukseli.
Ten pierwszy projekt, przygotowany przez ekspertów i prawników pracujących dla przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya, jeszcze w piątek trafił do konsultacji do stolic zainteresowanych państw. Jak zastrzegli dyplomaci, dokument jest prawniczym odzwierciedleniem politycznej deklaracji przyjętej na szczycie 8-9 grudnia ws. paktu fiskalnego, by wzmocnić dyscyplinę finansów publicznych. Ponieważ Londyn zablokował zmianę traktatu UE w tej sprawie, nowe zasady mają być wdrożone umową międzyrządową "17" oraz chętnych państw spoza euro, w tym Polski, które ostatecznie zdecydują się na podpisanie umowy.
Ten projekt będzie teraz doprecyzowywany i redagowany w grupie roboczej ds. euro pod przewodnictwem Austriaka Thomasa Weisera z udziałem przedstawicieli państw członkowskich (po trzech na kraj) oraz Komisji Europejskiej i trzech przedstawicieli Parlamentu Europejskiego. Wielka Brytania została zaproszona do prac tej grupy w charakterze "obserwatora"; nie będzie jednak mogła wpłynąć na decyzję w sprawie zapisów traktatu - zastrzegły źródła dyplomatyczne. Pierwsze spotkanie grupy roboczej odbędzie się we wtorek, kolejne na początku lutego.
W czwartek Herman Van Rompuy zapowiedział, że do końca stycznia lub na początku lutego zwoła szczyt ws. nowego traktatu. Do marca, zgodnie z postanowieniami ostatniego szczytu, ma być on podpisany przez zainteresowane kraje.
Jakie intencje ma Polska?
Projekt umowy wskazuje, że wejdzie ona w życie pierwszego dnia następnego miesiąca, po zakończeniu ratyfikacji przez dziewięć państw członkowskich euro (z 17). Wówczas od razu zacznie obowiązywać w tych krajach, gdzie ratyfikacja już się zakończyła; w kolejnych wraz z jej zakończeniem.
Ostatni artykuł traktatu odnosi się do udziału państw spoza euro, które przystąpią do nowej umowy wraz z "17" eurolandu. Mówi, że państwa UE (w tym Polska), które nie są jeszcze w euro, ale mają traktatowy obowiązek przyjęcia wspólnej waluty po spełnieniu kryteriów, będą zobowiązane przestrzegać nowych zasad zapisanych w tej międzynarodowej umowie wraz z wejściem do euro, chyba że same "wyrażą intencję, że chcą wcześniej być zobligowane postanowieniami umowy lub jej poszczególnymi elementami".
To dotyczy także Danii, która tak jak Wielka Brytania ma traktatowy "opt out", czyli wykluczenie z obowiązku przyjęcia euro, ale inaczej niż Londyn wyraziła wstępne zainteresowanie umową.
Wzmocnić dyscyplinę
Głównym elementem nowej umowy jest wzmocnienie dyscypliny poprzez wprowadzenie do konstytucji (lub równoważnego prawa narodowego) uczestniczących w umowie państw tzw. złotej reguły fiskalnej, która zakłada, że roczny deficyt strukturalny nie przekracza 0,5 proc. nominalnego PKB. Za kontrolę wdrażania tej zasady będzie odpowiadał Trybunał Sprawiedliwości UE. Źródła unijne przekonywały, że jest to możliwe, mimo że umowa ma charakter międzyrządowy, a Trybunał UE jest częścią obecnego reżimu instytucjonalnego opisanego w Traktacie o funkcjonowaniu UE (Traktat z Lizbony). Na wykorzystanie Trybunału do międzynarodowych porozumień zezwala art. 273 traktatu UE.
Inny element nowej umowy to automatyczne sankcje dla państw naruszających pułap 3 proc. deficytu budżetowego. Jeśli Komisja Europejska stwierdzi, że doszło do naruszenia tego pułapu i zarekomenduje sankcje, tylko kwalifikowana większość państw będzie mogła takie sankcje uchylić (dotychczas większość była potrzebna, by je zaaprobować), co zdecydowanie utrudni polityczną ingerencję w celu uniknięcia kary.
Zdaniem źródeł unijnych KE będzie mogła tę rolę odgrywać, bo postanowienia umowy są wzmocnieniem istniejącej już w traktacie UE procedury nadmiernego deficytu (opisanej w art. 126). Tyle że ta procedura jest długa i przewiduje wiele etapów, zanim do sankcji w ogóle może dojść. Kraje, które podpiszą nową międzyrządową umowę, traktatowo zobowiążą się między sobą, że będą szybciej i w sposób bardziej automatyczny decydować o sankcjach finansowych - wyjaśniały źródła. Przekonywały, że nie jest to sprzeczne z istniejącym traktatem UE, którego umowa międzyrządowa zmienić nie może.
Sankcje za nadmierne rozluźnienie
Sankcje finansowe i tak będą dotyczyć tylko państw strefy euro, bo tak też jest to zapisane w obecnie obowiązujących przepisach o procedurze nadmiernego deficytu, w tym w tzw. sześciopaku.
Ponadto KE będzie mogła wzmacniać istniejącą dyscyplinę finansów publicznych, tak by bardziej dostosować ją do założeń nowej umowy zmianami prawa wtórnego, czyli rozporządzeń i dyrektyw unijnych. Tu do zmiany potrzebna jest kwalifikowana większość państw UE, czyli teoretycznie sprzeciw Londynu może być uchylony.
Londyn już zagroził, że nie wyklucza zaskarżenia zaangażowania unijnych instytucji do nowego traktatu. Drażliwą kwestią są pieniądze - skoro środki na unijne instytucje pochodzą z budżetu UE, na który składają się wszystkie państwa (27), w tym Wielka Brytania.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, European Council