Inwestycje, które miały być chlubą dziś stały się kosztowną kulą u nogi. Tak często traktowany Stadion Śląski w Chorzowie, który - o czym mało kto pamięta - jako jedyny nosi oficjalnie miano narodowego nadane przez PZPN. Od siedemnastu lat jest ze zmiennym szczęściem modernizowany. To nie jedyna inwestycja z problemami.
Nigdzie indziej robotnicy nie robi tak dużych postępów. Nie ma w Polsce innego stadionu piłkarskiego na którym pracuje się przed EURO 2012 tak intensywnie. Chociaż od dawna jest już pewne, że podczas mistrzostw na murawę nie wbiegnie żaden piłkarz, a żaden kibic nie siądzie na trybunach.
Przed laty stadion był świadkiem wielkich sportowych uniesień. Dziś jest inaczej - najpierw nie został wybrany jako jedna z aren EURO; potem wypadek, który się tu wydarzył postawił pod znakiem zapytania jego przyszłość.
Coś zawiodło
Stadion Śląski został wybudowany 56 lat temu jako stadion nasypowy - w pierwotnym projekcie trybuny znajdowały się na ogromnych nasypach - w latach świetności mieściło się tu nawet 100 tys. widzów. Specyficzna i z dzisiejszego punktu nieco archaiczna konstrukcja stadionu sprawiła, że inżynierowie stanęli przed trudnym wyzwaniem - musieli zaprojektować największy w Europie dach stadionu sportowego. Cała wisząca konstrukcja waży 830 ton. Podtrzymywać ją miało jedenaście kilometrów grubych stalowych lin.
Zawiodły jednak łączniki, które miały podtrzymywać kilkunastotonowe liny stanowiące wewnętrzną krawędź dachu - szybko ochrzczone przez media krokodylami. - Pękły mocowania, łącznik - przyznaje Aleksandra Marzyńska, rzecznik marszałka woj. śląskiego. Eksperci pracują nad tym zagadnieniem od 15 lipca ubiegłego roku. Do dziś nie mogą jednoznacznie odpowiedzieć co zawiodło i czy największy w Europie dach będzie bezpieczny. - Ekspertyza nie daje odpowiedzi wprost - podkreśla Jacek Józków, zastępca powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Chorzowie.
Przedłużająca się modernizacja pochłonęła już prawie pół miliarda złotych. Coraz częściej pojawia się więc pytanie czy była w ogóle potrzebna.
Jest tor, są długi
Są jednak w Polsce przykłady na to, że można wyrzucić w błoto sto milionów zł i się tym nie przejmować. Za taka właśnie kwotę wybudowano w Pruszkowie nowoczesny tor kolarski. Tor, który może zostać niebawem zlicytowany, bo Polski Związek Kolarski ma długi, a ministerstwo sportu, które wyłożyło pieniądze na budowę sprawą nie wydaje się zainteresowane.
Można zmarnować sto milionów, ale można też czterysta. Most na autostradzie A1 w okolicach Mszany miał być gotowy za trzy miesiące. Nie będzie, bo pęka. To pierwszy tak skonstruowany most w Polsce. Cztery przęsła, ponad 400 metrów długości, ponad 40 szerokości i 14 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni. Koszt jego budowy to ponad 400 milionów złotych.
Z kolei w Płocku pozazdroszczono Sopotowi mola. Wybudowano więc podobne nad Wisłą. Kosztowało 18 milionów zł, wygląda efektownie, zwłaszcza podświetlone nocą. 350 metrów nowoczesnej konstrukcji w weekendy miało przyciągać nad Wisłę turystów, a na co dzień cieszyć mieszkańców. Tak było, ale tylko przez pół roku. Dziś molo jest zamknięte. A wszystko przez nieprzewidywalną naturę.
Źródło: tvn24