Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik mieli spędzić dwie noce w Pałacu Prezydenckim i wyjść stamtąd 11 stycznia prosto na organizowaną przez PiS manifestację - pisze "Gazeta Wyborcza". Jak podał dziennik, "w apartamencie Andrzeja Dudy mieli przygotowane sypialnie i bezpośrednią linię z kuchnią". 9 stycznia zostali zatrzymani przez policję, wyprowadzeni z pałacu i trafili do więzienia.
Autor publikacji w "Gazecie Wyborczej" Wojciech Czuchnowski przedstawia przebieg wydarzeń w Pałacu Prezydenckim w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie 9 stycznia 2024 r. policja zatrzymała skazanych na dwa lata więzienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. "Opisane tu fakty oparte są na relacjach bezpośrednich świadków" - napisała "GW".
Wąsik i Kamiński w Pałacu
"Przed południem 9 stycznia pracownicy Kancelarii Prezydenta otrzymali polecenie wysłania samochodu osobowego na warszawską Pragę, pod mieszkanie Kamińskiego. Kierowca elektrycznego hyundaia Ioniq z napisem 'elektromobilność w Pałacu Prezydenckim' dostał tylko adres, bez informacji, kogo ma przywieźć. Wąsik przyjechał sam. W drodze jechała za nim policja, ale nie próbowała go zatrzymać" - podała "GW".
Jak przypomniano, po południu zakończyła się uroczystość przyjęcia przez prezydenta nowych doradców Błażeja Pobożego i Stanisława Żaryna, w której brali udział Kamiński z Wąsikiem. Skazani politycy zapozowali do słynnego zdjęcia z prezydentem i doradcami.
"Potem wrócili do gabinetu Dudy. Tam rozmawiali do około godz. 15, gdy wyszli na główny dziedziniec pałacu. Wygłosili oświadczenie, że nadal są posłami, po czym wrócili do budynku. Pracownicy kancelarii byli tym zdziwieni. Byli bowiem przekonani, że po konferencji skazani politycy wyjdą na zewnątrz, gdzie czekała na nich policja, i być może tam dojdzie do zatrzymania" - napisała "Wyborcza".
"Stało się inaczej. Administracja dostała polecenie, by w apartamencie prezydenckim na III piętrze przygotować pokoje dla gości. Jednocześnie do pałacu dostarczono ich walizki z prywatnymi rzeczami. Kamiński z Wąsikiem poszli na górę. Dostali m.in. numer telefonu do obsługi kuchennej, by sami mogli zamawiać sobie jedzenie i napoje. Wśród urzędników poszła informacja, że będą tam mieszkać co najmniej do czwartku i wyjdą dopiero na demonstrację zapowiadaną przez PiS" - dodała gazeta.
Duda wyjeżdża do Belwederu
Jak napisał dziennik, "na godz. 16 Duda miał zaplanowaną rehabilitację, która miała się odbyć w Belwederze". "Postanowił, że nie będzie opuszczał Pałacu. Najpierw chciał zrezygnować z zabiegu, potem zdecydowano, że rehabilitant przyjedzie na Krakowskie Przedmieście" - wskazano.
"W tym czasie prezydent zastanawiał się, czy powinien wyjeżdżać ze swojej siedziby i czy Kamiński z Wąsikiem będę pod jego nieobecność bezpieczni. Musiał wyjechać, bo o 18 w Belwederze miał spotkanie z liderką białoruskiej opozycji Swiatłaną Ciachanouską. Tego spotkanie nie można było odwołać ani przenieść - miało w nim wziąć udział ok. 200 osób, zamówiony był catering itp." - podała gazeta.
"Duda zdecydował, że pojedzie, bo wcześniej dostał nieformalne zapewnienie od swoich kontaktów w policji, że funkcjonariusze nie wejdą pod jego nieobecność. Stało się jednak inaczej" - dodała "GW".
Zatrzymanie Wąsika i Kamińskiego w Pałacu
"Gdy Andrzej Duda był już w Belwederze na spotkaniu z liderką białoruskiej opozycji Swiatłaną Cichanouską, do pałacu przyjechali dwaj zastępcy komendanta Służby Ochrony Państwa - pułkownicy Krzysztof Król i Bartłomiej Hebda. Ten ostatni był przez środowisko Dudy traktowany jako zaufany człowiek, wcześniej kierował ochroną prezydenta" - zwróciła uwagę "Wyborcza".
Gazeta podkreśliła, że SOP podlega szefowi MSWiA Marcinowi Kierwińskiemu (KO). "Hebda powiedział szefowej Kancelarii Prezydenta Grażynie Ignaczak-Bandych, by poprosiła na dół Kamińskiego i Wąsika, bo ma dla nich informacje od komendanta służby" - przekazał dziennik.
"Ignaczak-Bandych poszła po polityków do apartamentu i przyprowadziła ich do pokoju szefa gabinetu prezydenta Marcina Mastalerka, gdzie czekali SOP-owcy. Gdy Wąsik z Kamińskim zeszli, płk Król opuścił gabinet i po chwili wrócił w towarzystwie policji" - opisała "GW".
"Policjantów było 14, wszyscy w mundurach. Do gabinetu nie weszli wszyscy, część czekała w sekretariacie. Według jednej z relacji Ignaczak-Bandych nazwała płk. Hebdę "judaszem", a Wąsik miał powiedzieć: "Ja panu tego nie daruję". Kamiński był spokojny. Polityków wyprowadzono w kajdankach" - dodano.
"Gazeta Wyborcza" przekazała, że "w drzwiach gabinetu doszło do zamieszania, bo od sekretariatu gabinet oddzielają podwójne drzwi". "Wychodzący z Kamińskim policjanci otworzyli jedne drzwi, ale zapomnieli o kolejnych. Zatrzymany i prowadzący go funkcjonariusze uderzyli w przeszkodę. Gdy już wyszli, jedna z sekretarek zaczęła głośno płakać. Grupa policjantów z zatrzymanymi byłymi ministrami ruszyła w kierunku wyjścia od strony Biura Bezpieczeństwa Narodowego przy ul. Karowej. Tam czekały samochody gotowe do transportu więźniów" - podano.
"GW": Duda minął się z policjantami o trzy minuty
Jak napisała "GW", w tym czasie Andrzej Duda jechał do pałacu. Zwrócono uwagę, że prezydent zakończył spotkanie w Belwederze, gdy dowiedział się o policyjnej interwencji.
"Główną bramę Belwederu zatarasował zepsuty autobus komunikacji miejskiej, ale służby zajmujące się kolumną prezydencką już wcześniej to zauważyły. Samochody prezydenta, bez Andrzeja Dudy w środku, przejechały kilkadziesiąt metrów szerokim chodnikiem za róg ogrodzenia Belwederu i czekały na parkingu pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego, aż prezydent będzie gotowy do wyjazdu. Duda wyszedł z Belwederu bocznym wyjściem wprost do czekających na niego samochodów i kolumna ruszyła na Krakowskie Przedmieście" - podano.
"Samochody prezydenckie przybyły do pałacu bardzo szybko i wjechały tam od strony głównego wejścia. Gdyby dowódca ochrony prezydenta wybrał wjazd od BBN, co się zdarza, Duda wszedłby wprost na policjantów, którzy wyprowadzali Kamińskiego i Wąsika. Minęli się dosłownie o trzy minuty" - dodała "Wyborcza".
Źródło: "Gazeta Wyborcza"