Byłem tydzień temu w Pradze, tamtejszy dziennikarz opowiadał mi, że już są zakontraktowane autobusy, w których czescy faszyści jadą do Warszawy jak na sylwestra, jak na zabawę, dlatego, że mają okazję w tym pięknym mieście pobawić się w to, co lubią najbardziej: w przemoc, w rasistowskie hasła - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 politolog Marek Migalski komentując zaplanowany na niedzielę marsz z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. - Nie wykluczam, że oni (rząd) w to wierzą, że są w stanie nad tym zapanować - ocenił drugi gość programu Aleksander Smolar.
Strona rządowa i Stowarzyszenie Marsz Niepodległości porozumiały się w sprawie wspólnego marszu 11 listopada. Negocjacje zakończyły się w piątek tuż przed północą.
- Na tym mogło zyskać państwo polskie, ale przede wszystkim obóz władzy. Wystarczyło normalnie zarządzać państwem, obchodami, uroczystościami i PiS na tych kilku dniach zbiłby kilka punktów procentowych - mówił Marek Migalski w "Faktach po Faktach". - To kompletnie się rozsypało po wyborach samorządowych - dodał.
"To nie tylko naziści i faszyści z Polski, ale i z okolicznych krajów"
Jak zaznaczył, "wiemy już tak naprawdę, jakie będą wieczorne przekazy nie polskich telewizji, ale zagranicznych telewizji". - W tym pochodzie, w którym prawdopodobnie większość ludzi jest zwykłymi patriotami, którzy chcą uczcić rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, znajdzie się kilkuset, a może kilka tysięcy neofaszystów, faszystów, rasistów, nazistów - mówił Migalski.
- Z jednej strony jest szpica marszu z najwyższymi urzędnikami Rzeczpospolitej i gdzieś być może z tyłu, być może na boku, a być może w środku zakapturzeni, zamaskowani neofaszyści i naziści, którzy walczą z policją i wszystkim, co spotkają na drodze - wskazał. Zaznaczył, że "to nie tylko naziści i faszyści z Polski, ale i z okolicznych krajów". - Byłem tydzień temu w Pradze, tamtejszy dziennikarz opowiadał mi, że już są zakontraktowane autobusy, w których czescy faszyści jadą do Warszawy jak na sylwestra, jak na zabawę, dlatego, że mają okazję w tym pięknym mieście pobawić się w to, co lubią najbardziej: w przemoc, w rasistowskie hasła - zaznaczył. - I my w wieczornych serwisach światowych telewizji będziemy pokazani jako stolica nacjonalizmu, faszyzmu i nazizmu, niezasłużenie - podkreślił politolog.
"Ta uroczystość została zatruta obawami, lękami"
- Wokół tych obchodów powstała atmosfera, która świadczy o rzeczywistej sile państwa, to znaczy chaos, z którym mieliśmy do czynienia. Podjęcie negocjacji, co samo z sobie jest rzeczą kompromitującą, z siłami skrajnymi, po to, żeby jednak mogły się odbywać również państwowe obchody. To wszystko na pewno nie jest powodem do chluby - mówił drugi gość programu Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego.
Czy wobec możliwej obecności środowisk faszystowskich możemy mówić o bezpieczeństwie podczas marszu?
- Moim zdaniem to jest zaklinanie rzeczywistości - odpowiedział Smolar. - Władza ma tendencje, żeby w to wierzyć. Ja nie wykluczam, że oni w to wierzą, że są w stanie nad tym zapanować - ocenił.
Jak mówił, "ta uroczystość została zatruta tymi obawami, lękami i poczuciem pewnego zagrożenia".
Szef KPRM, Michał Dworczyk powiedział w piątek, że oprócz niego w dogadywaniu ustaleń uczestniczyli szef MON Mariusz Błaszczak, a także minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński.
Ze strony środowisk narodowych obecni byli m.in. prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz i wiceprezes Stowarzyszenia Witold Tumanowicz.
- Następuje sklejenie PiS-u z neofaszystowską koncepcją wspólnoty narodowej - stwierdził w programie były marszałek Sejmu, były wicepremier i szef MSWiA Ludwik Dorn.
Według niego, "jeżeli marsz w stulecie rocznicy jest marszem PiS-owsko-neofaszystowskim, to nieważne, jakie tam były negocjacje". - To rzeczywiście ma siłę taranu, to sklejenie - dodał.
Autor: akw/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24