- Jarosław Kaczyński zapowiedział na wiosnę manifestacje PiS popierające rząd. Trzeba będzie organizować kontrdemonstracje dużo liczniejsze - podkreślał w "Faktach po Faktach" Kazimierz Marcinkiewicz. Były premier przyznał, że sam już teraz bywa na manifestacjach. - Na szczęście nikt mnie nie poznaje, więc jestem spokojny - dodał.
Kazimierz Marcinkiewicz mówił w "Faktach po Faktach" o polskiej scenie politycznej. Jak ocenił, opozycja dopiero się kształtuje.
- Będzie się kształtowała pewnie przez pierwsze dwa lata (rządów PiS -red.). Przed nią bardzo trudny okres - stwierdził.
Przyznał, że widzi siłę w Nowoczesnej, choć dodał, że ugrupowanie ma "dużą skazę", bo jest "partią liberalną". - Taka partia nie pociągnie za sobą ludzi na wsiach czy w małych miasteczkach. To jest partia wielkich miast i tego się nie przeskoczy - powiedział.
Były premier pochwalił też działanie Polskiego Stronnictwa Ludowego i "całej masy młodych polityków Platformy". - Nie są jeszcze zgrani, a mają już doświadczenie, całkiem sensownie mówią. Gdyby to wszystko zebrać do wspólnej opozycji, to k.to wie - mówił.
"Trzeba będzie organizować kontrdemonstracje"
- Jarosław Kaczyński zapowiedział na wiosnę kilkusettysięczne demonstracje PiS popierające rząd, więc KOD z 50 tys. na manifestacji już nie wystarczy. Trzeba będzie organizować kontrdemonstracje dużo liczniejsze, bo w tym wypadku siła liczebności tych, którzy chcą bronić wolności i demokracji w naszym kraju, będzie się liczyła - tłumaczył.
Zapytany o to, czy wybrałby się na taką manifestację, Marcinkiewicz przyznał, że już teraz chodzi na demonstracje. - Na szczęście nikt mnie nie poznaje, więc jestem spokojny - powiedział.
"To była afera grubymi nićmi szyta od samego początku"
W piątek Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa w związku z audytem w Komendzie Głównej Policji. Miało z niego wynikać, że w KGP działały specjalne grupy, które zajmowały się sprawą tzw. afery taśmowej. W czasie kontroli miano natrafić na materiały świadczące, że w zainteresowaniu śledczych pojawiali się dziennikarze i ich rodziny. Prokuratura poinformowała, że raport z audytu nie wskazuje na popełnienie przestępstwa.
Marcinkiewicz stwierdził w "Faktach po Faktach", że politycy, którzy zarzucali, że za czasów poprzedniej ekipy rządzącej inwigilowano dziennikarzy, powinni przeprosić.
- To była afera grubymi nićmi szyta od samego początku. Robili to nie tylko politycy, ale i podający się do dymisji komendant główny policji. To nie może budzić zaufania, jeśli osoby zajmujące się naszym bezpieczeństwem w taki sposób postępują. Domniemanie niewinności jest bardzo ważne, a w tym przypadku zrobiono aferę z niczego - stwierdził.
Zdaniem byłego premiera powinni przeprosić ci politycy, którzy wypowiadali się na ten temat. - Większość polityków PiS zabierało w tej sprawie głos, rozdmuchiwało tę sprawę bardzo mocno, dlatego powinni przeprosić. To jest straszliwe posługiwanie się informacjami niesprawdzonymi, tak naprawdę plotkami. Zabijanie plotkami przeciwników politycznych jest okrutne - ocenił.
"Mariusz Błaszczak powinien podać się do dymisji"
Marcinkiewicz komentował też niespodziewaną dymisję Zbigniewa Maja, który odszedł ze stanowiska komendanta głównego policji. Jako powód podał prowokację, którą mieli szykować wobec niego byli pracownicy Biura Spraw Wewnętrznych KGP. Jego nazwisko pojawia się w w śledztwie prowadzonym przez wydział do spraw przestępczości zorganizowanej i korupcji łódzkiej prokuratury apelacyjnej.
Były premier ocenił, że MSWiA mogło wiedzieć o sprawie i specjalnie wybrać Maja po to, by "wycisnął coś z tej inwigilacji dziennikarzy, żeby jednak kogoś wsadził". - On się na to zgodził, ale że tego nie zrobił, to stał się zbędny - zastanawiał się. Nie wykluczył jednak, że w resorcie kierowanym przez Mariusza Błaszczaka nie było wiedzy na temat śledztwa, w którym pojawia się Zbigniew Maj.
- W obu przypadkach to jest tak drastyczna sytuacja, że minister powinien podać się do dymisji. Nawet gdyby nie została ona przyjęta przez Jarosława Kaczyńskiego, powinien ją złożyć - stwierdził. - Mówię tak, jak jest. Tak, jak uważam, że jest: że to prezes Kaczyński przyjmuje tego typu dymisję i on zarządza państwem, a nie premier Beata Szydło - mówił Marcinkiewicz.
Autor: kg/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24