Jedni je uwielbiają, inni nie cierpią - maratony. Już w najbliższą niedzielę 37. PZU Maraton Warszawski, a co za tym idzie utrudnienia w stolicy. Biegi paraliżują życie w mieście, co rozgrzewa spór między ich zwolennikami i przeciwnikami. Materiał magazynu "Polska i Świat".
27 września podczas 37. PZU Maratonu Warszawskiego 8 tys. biegaczy przebiegnie dystans 42 195 metrów. Po raz pierwszy od wielu lat biegacze nie zawitają na Ursynów i Wilanów. Tym razem zawodnicy pokonają trasę wiodącą m.in. przez Saską Kępę, Gocław, Most Świętokrzyski, Powiśle, Łazienki Królewskie, Żoliborz, Bielany, Cytadelę, Nowe Miasto, Most Gdański i Pragę Północ. A to spowoduje utrudnienia w stolicy. Część ulic będzie zamknięta.
- Tu nawet nie ma informacji, że 117 nie dojedzie. Wiem to, bo sprawdziłam na stronie ZTM - narzeka na przystanku autobusowym Maria Bnińska, mieszkanka Saskiej Kępy. Jak dodaje, jej dzielnica będzie zablokowana przez około 4-5 godzin.
Na zarzuty odpowiada Bartosz Milczarczyk z Urzędu Miasta Warszawy, który przekonuje, że ratusz starał się dotrzeć z informacją o zmianach do jak największej liczby mieszkańców.
Maratony dzielą
Jednak jedno jest pewne - maratony dzielą. Ich przeciwnicy mówią, że biegać można w lesie i narzekają na zbyt dużą liczbę imprez biegowych w stolicy. Mają tu mocne argumenty, bo Warszawa ze swoimi dwoma maratonami, choć ustępuje Nowemu Jorkowi (3 biegi maratońskie) w ich liczbie, to wyprzedziła już Londyn i Berlin (po jednym biegu).
A mowa tu tylko o samych maratonach. Imprez dla biegaczy jest dużo więcej. Milczarczyk przyznaje, że co roku w stolicy Polski odbywa się około stu biegów. - Część jest w parkach, część w różnego rodzaju lasach, terenach zielony na terenie Warszawy - podkreśla.
Autor: kło / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24