Kierowca, który dostaje mandat za przekroczenie prędkości na podstawie informacji z fotoradaru, nie może już zobaczyć zdjęcia dokumentującego ten fakt. - Nie ma takiej podstawy prawnej, która nakazywałaby okazanie fotografii - tłumaczy mecenas Dariusz Gradzi.
Na początku grudnia taki mandat bez dodanego do niego zdjęcia dostał jeden z kierowców z Krakowa. Jak się okazało, w piśmie znalazła się także informacja, że jesli nie odeśle oświadczenia o tym, kto kierował autem w ciągu 7 dni, będzie musiał osobiście stawić się w Warszawie.
Gdyby przyznał się, że to on kierował, musiałby zapłacić 200 złotych mandatu i przyjąć punkty karne. Jeśli oświadczyłby, że kierował ktoś inny, musiałby zapłacić 300 złotych bez punktów karnych. - Co mnie zastanawia w tym piśmie to jest to, że przecież to niemożliwe, żeby było coś takiego bez dowodu winy, zdjęcia, które poświadczyłoby, że to ja - mówi kierowca w rozmowie z TVN24.
Okazuje się jednak, że takie działanie jest uprawnione. - Nie ma podstawy prawnej, która obligowałaby organy do przedstawienia takich zdjęć - mówi Dariusz Gradzi.
Jak dodaje, całe postępowanie mandatowe i potem w efekcie odmowa przyjęcia mandatu, są niejawne. Wobec tego zdjęcia, będzie można zobaczyć dopiero w sądzie.
Wszystko na skutek nowelizacji rozporządzenia prezesa rady ministrów dotyczącej karania mandatami i grzywnami kierowców.
- Nie ma jednoznacznych regulacji prawnych, które umożliwiałyby i nakazywały nam jako Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego okazywania materiału dowodowego, którym jest fotografia z wykroczenia drogowego - mówi Jan Mróz, rzecznik GITD.
- Nie mamy prawnych narzędzi, żeby takie zdjęcia udostępniać. Tylko i wyłącznie po skierowaniu sprawy na drogę sądową istnieje taka możliwość - podkreśla rzecznik.
Autor: abs//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24