Poprawki do "lex Tusk" zaproponowane przez prezydenta Andrzeja Dudę "nie eliminują narzędzia szantażu i korupcji politycznej, które dajemy większości" - ocenił w programie "Tak jest" konstytucjonalista profesor Ryszard Piotrowski. Jego zdaniem "ta inicjatywa ratunkowa nie zmienia zasadniczych wad tego projektu". - Te zmiany, które są zaproponowane, również są niekonstytucyjne. One nie naprawiają w sposób realny działania tej komisji - mówiła mecenas Sylwia Gregorczyk-Abram z Inicjatywy "Wolne Sądy".
Prezydent Andrzej Duda poinformował w piątek, że przygotował nowelizację ustawy o komisji do spraw badania rosyjskich wpływów, tak zwanego "lex Tusk". Kilka dni wcześniej, w poniedziałek, prezydent podpisał ustawę i zapowiedział jednocześnie, że skieruje ją w trybie następczym do Trybunału Konstytucyjnego. Ustawa spotkała się z szerokim sprzeciwem ekspertów i polityków zarówno w kraju, jak i za granicą. W ich ocenie łamie ona zasady demokratycznego państwa prawa, wiele przepisów konstytucji i ma na celu wyeliminowanie przeciwników politycznych. Duże zaniepokojenie przepisami wyraziły też Stany Zjednoczone i Unia Europejska.
W piątek po południu projekt trafił już do Sejmu.
CZYTAJ W KONKRET24: Które artykuły Konstytucji RP narusza ustawa "lex Tusk"
Gregorczyk-Abram: zmiany proponowane przez prezydenta są niekonstytucyjne
Mecenas Sylwia Gregorczyk-Abram z Inicjatywy "Wolne Sądy" uznała w programie "Tak jest", że prezydent "przestraszył się jakichś reakcji, zapewne naszych sojuszników, i teraz próbuje zapudrować nieudolnie to, co się wydarzyło". - Te zmiany, które są zaproponowane, one również są niekonstytucyjne. One nie naprawiają w sposób realny działania tej komisji - oceniła.
Prezydent Duda zaproponował, by miejsce "środków zaradczych" w ustawie zajęło stwierdzenie, że "osoba, wobec której ustalono, że działała pod rosyjskimi wpływami, nie daje rękojmi należytego wykonywania czynności w interesie publicznym". Prawniczka wyjaśniła, że określenie "nie daje rękojmi" w tym przypadku oznacza, że dana osoba "zasługuje na negatywną ocenę moralno-polityczną komisji". - To nie wymaga dokładniejszego uzasadnienia - zauważyła. - To de facto może pozbawić biernego prawa wyborczego, bo aby być posłem lub senatorem, trzeba legitymizować się nieskazitelnym charakterem. Mamy ten wytrych, by móc skutecznie usunąć z życia publicznego określone osoby - stwierdziła mecenas.
Jej zdaniem także propozycja wymiany parlamentarzystów na ekspertów zewnętrznych nie jest dobrym rozwiązaniem. - Politycy przynajmniej mają jakieś zasady etyki poselskiej, a ekspertów te zasady w ogóle nie obowiązują - wskazała. Dodała, że parlamentarzyści są także rozliczani przez wyborców, a "eksperci nie mają żadnej odpowiedzialności".
Gregorczyk-Abram zwróciła również uwagę, że prezydent Duda proponuje w swojej nowelizacji, by od decyzji administracyjnej odwoływać się do sądu apelacyjnego, powszechnego. - Taka konstrukcja nie była nam wcześniej znana - stwierdziła prawniczka. Dodała, że "nadal strona pozbywa się dwuinstancyjności tego postępowania, bo jest komisja, ale nie ma odwołania do organów administracji, jest sąd powszechny, który też nie wiadomo, z jakiego klucza konstytucyjnego się tutaj znalazł".
Profesor Piotrowski: wszystkie propozycje prezydenta mają jeden sens
- Niestabilność konstytucyjna pana prezydenta polega na gwałtownym przechodzeniu od oceny aprobatywnej do oceny negatywnej w odniesieniu do tych samych rozwiązań - powiedział konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski. W jego ocenie wszystkie propozycje prezydenta "mają jeden sens". - One stanowią inicjatywę ratunkową dla przekonania publiki, być może też tej publiki eksperckiej, że wszystko jest z ustawą w porządku, tymczasem nie jest - stwierdził.
Podkreślił, że "dalej mamy do czynienia z organem administracji, który będzie umocowany do stwierdzania, czy ktoś daje tę rękojmię (należytego wykonywania czynności w interesie publicznym - red.) czy też nie, czy można uznać, że zasługuje na zaufanie, czy nie można". - Tam co prawda jest odwołanie do sądu, ale ta droga sądowa jest tu mniej istotna aniżeli samo stwierdzenie przed kamerami, przed wyborcami, jak to z tym człowiekiem jest - powiedział profesor.
Konstytucjonalista wskazał, że w świetle ustawy "zachowania do tej pory prawidłowe, nagle - w skutek zmiany sytuacji międzynarodowej - stają się nieakceptowalne". - Tworzymy taki organ, który będzie działał na zapotrzebowanie polityczne, przeznaczony do piętnowania konkretnych osób - ostrzegł. Według niego propozycje zmian zasugerowane przez prezydenta nie zmieniają faktu, że "dalej mamy polowanie na czarownice". - Co więcej, mamy obowiązującą ustawę i ona będzie wdrażana - dodał, tłumacząc, że ustawa obowiązuje, mimo że została wysłana do TK, gdyż widnieje pod nią podpis prezydenta.
"Lex Tusk" to "niebezpieczny precedens"
Zdaniem prof. Piotrowskiego "sensem tej ustawy, uwzględniając poprawki prezydenta, jest to, żeby obywatele wyciągali z tego wnioski". - To oni mają w tym idealnym modelu zdecydować, że ktoś nie zasługuje na zaufanie wyborców - ocenił. Dodał, że "dalej mamy problem: organ administracji publicznej, który ma nam zrobić wynik wyborczy". - Takie rozwiązanie nie ma nic wspólnego z konstytucją - przekonywał.
Ostrzegł, że "lex Tusk" stanowi "niebezpieczny precedens". - Nowa większość, gdyby udało się ją uformować, może powiedzieć: "no skoro możemy ustawą wprowadzić taką lustrację, jaką tutaj wprowadzono, to będziemy w takim razie orzekali o braku zdolności do otrzymania rękojmi wobec tych wszystkich, którzy działali przeciwko ustrojowi demokratycznemu w Polsce" - zauważył. Dodał jednak, że "pan prezydent nie wydaje się osobą, którą można by wezwać przed tę komisję".
- Ten projekt nie eliminuje narzędzia szantażu i korupcji politycznej, które dajemy większości. W grę nie wchodzą pieniądze, ale konkretne interesy. Dlatego ta incjatywa ratunkowa nie zmienia zasadniczych wad tego projektu i ona nie sprawi, że komisja stanie się czymś pozytywny i akceptowalnym - podsumował prof. Piotrowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24