Prezydent USA jest najbardziej łakomym kąskiem dla szeregu organizacji terrorystów i samotnych szaleńców. Amerykanie bardzo poważnie traktują jego ochronę, co można było zobaczyć w Warszawie. Środki bezpieczeństwa są bezprecedensowe. Od wielkiej kuloodpornej szklanej klatki po całe zastępy ochroniarzy kryjących długą broń pod płaszczami.
Barack Obama spędził w Warszawie nieco ponad dobę, ale to wystarczyło, żeby można było poczuć na ulicach miasta stan wyjątkowej gotowości. Nieustannie krążące nad Śródmieściem śmigłowce, liczne patrole policji, a w miejscach pobytu lub przejazdu prezydenta zastępy agentów Secret Service i polskich sił specjalnych. Jak zapewniają służby, operacja "Jubileusz", czyli zapewnienie bezpieczeństwa prezydentowi supermocarstwa, przebiegła bezproblemowo. Na odchodnym amerykańskie służby miały wystawić naszym "piątkę". Żeby jednak wszystko poszło tak, jak powinno, przygotowania trwały już od miesięcy.
Kluczowym momentem "Jubileuszu" było wystąpienie Obamy na pl. Zamkowym. Taka otwarta przestrzeń to dobry moment do ataku, wobec czego prezydent był otoczony kuloodporną klatką z grubego szkła, a we wszystkich miejscach, z których mógłby strzelać snajper, stało po kilku agentów służb. Najczęściej polskich i amerykańskich.
Secret Service oficjalnie Polakom ufa. BOR jako jedyne w Europie ma z służbą ochrony prezydenta USA podpisaną umowę o współpracy. Jednak Amerykanie zawsze mówią "sprawdzam" i wszędzie posyłają też swoich ludzi.
Autor: mk/kka/zp / Źródło: tvn24