- Czuję się uczciwym urzędnikiem. Nie boję się prokuratora - mówi w magazynie "24 godziny" wiceminister rolnictwa Henryk Kowalczyk. Jak zapewnia, nie był w stanie rozpoznać, że dokumenty, które podpisał, były fałszywe.
- One były tak dobrze podrobione, że nie do rozpoznania. Nie wiem gdzie jest ta oczywista wada prawna, o której mówił szef CBA. Bo jeśli jest ukryta poza sferą decyzji o odrolnieniu, to my tego nie oglądamy - wyjaśnia.
- Nie współpracowałem z CBA, o akcji dowiedziałem się gdy już weszło do ministerstwa. Moja nieobecność na piątkowym posiedzeniu ministerstwa rolnictwa była zupełnie przypadkowa - zapewnia Kowalczyk. To na tym posiedzeniu, według informacji CBA, miała zapaść decyzja o odrolnieniu działki na Mazurach, za które Andrzejowi Lepperowi miano zaoferować łapówkę.
- Andrzej Lepper mógł podjąć taką decyzję pod moją nieobecność, ale w piątek nie było jej na porządku obrad - tłumaczy Kowalczyk. - Rzeczywiście z tego posiedzenia został wycofany punkt dotyczący ziemi, ale innych gruntów. Ten miał być na następnym posiedzeniu. CBA nie miało dokładnych informacji - twierdzi minister.
- Nie wiem kto ostrzegł Piotra R. i Andrzeja K., bo nikt w ministerstwie nie wiedział o akcji CBA - zapewnia Kowalczyk.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24