Warszawski sąd okręgowy oddalił apelację skazanego w maju 2017 roku europosła, uznając, że jest bezzasadna. W tej sytuacji Janusz Korwin-Mikke został w piątek prawomocnie skazany na 20 tysięcy złotych grzywny za spoliczkowanie europosła PO Michała Boniego. Komentując wyrok sądu, powiedział, że czuje się "trochę pokrzywdzony", ale "grzywnę zapłaci".
Sędzia Piotr Bojarczuk uzasadnił, że ustalenia sądu pierwszej instancji w tej sprawie były zasadne. Jak dodał, nie budzi wątpliwości, że do incydentu doszło, gdy obaj europosłowie pełnili swoje obowiązki służbowe.
- Nie znajduje uzasadnienia też twierdzenie, by uderzenie człowieka w policzek różniło się czymś od uderzenia człowieka w dwa policzki. To naruszenie nietykalności cielesnej. Jest pewna granica, której żaden obywatel, niezależnie kim jest, nie może przekraczać. Nie ma na to przyzwolenia - oświadczył sędzia.
Korwin-Mikke: zapłacę grzywnę
Europoseł Janusz Korwin-Mikke zapowiada, że nie będzie kwestionował piątkowego wyroku warszawskiego sądu okręgowego. Dodał, że grzywnę zapłaci.
W rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że czuje się "trochę pokrzywdzony tym wyrokiem, bo w efekcie to nie on mam satysfakcję moralną tylko Boni". Jak dodał, liczył na uniewinnienie. Powtórzył to, co mówił podczas rozprawy apelacyjnej, że jego działanie - "spoliczkowanie Boniego" było aktem dyshonorującym i odpowiedzią na to, że europoseł nie przeprosił go za swoją wcześniejszą medialną wypowiedź.
- Polska potrzebuje, tak samo jak Ameryka potrzebuje, odrobiny sprawiedliwości wymierzanej na miejscu, bez zawracania głowy sądami. Tego typu rzeczy, jak policzkowanie, które są czynnością honorową raczej, a nie karną, nie powinny być w ogóle przedmiotem zainteresowania sądów karnych - uważa Korwin-Mikke. Wyraził nadzieję, że Boni - zgodnie z zasadami kodeksu honorowego - "nie będzie przyjmowany w dobrych domach".
Obrońcy Boniego zadowoleni
Wyrokiem usatysfakcjonowani są natomiast pełnomocnicy Boniego.
Mecenas Piotr Schramm podkreślił, że sąd w pełni podzielił ich argumentację. Dodał, że gdyby sąd przyjął, że nie jest przestępstwem podejście i uderzenie drugiej osoby, tłumaczone jako akt honorowy - byłoby to przyzwolenie na samosądy. Jak zauważył adwokat, sąd jednoznacznie wskazał, że niezależnie od tego, kim się jest i jaką się pełni funkcję, nie można naruszać niczyjej nietykalności cielesnej.
"Dałem mu słowo i go dotrzymałem"
Sprawa dotyczyła incydentu podczas zorganizowanego w 2014 roku przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych spotkania polskich europosłów. Korwin-Mikke wyjaśniał potem wielokrotnie, że spoliczkował Boniego, bo tak mu obiecał. - Kiedy w czasie debaty w sprawie uchwały lustracyjnej (w 1992 roku) Boni wypierał się, że był agentem SB i wyzywał mnie od idiotów, dałem mu słowo i go dotrzymałem. Przyznał się potem, że był agentem. Od początku miałem rację - podkreślał Korwin-Mikke.
Dodał, że Boni nie przeprosił go za swoje słowa, dlatego zdecydował się na odwołanie do "aktu dyshonorującego".
Wyrok nieprawomocny w tej sprawie zapadł w maju 2017 roku przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia. Sąd uznał Korwin-Mikkego za winnego przestępstwa z artykułu 222 paragrafu 1 Kodeksu karnego, który stanowi: "Kto narusza nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3".
Autor: js//now / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Genevieve ENGEL/EU