Lekarze alarmują, że szpitale są na granicy wytrzymałości. Te powiatowe działają na własną rękę. Bez odgórnych wytycznych musiały przekształcić się w covidowe, a wiedza przekazywana była "drogą porozumień telefonicznych". Materiał magazynu "Polska i Świat".
Profesor Andrzej Chmura, znany transplatolog z Warszawy, miał w kętrzyńskim szpitalu powiatowym współtworzyć oddział chirurgii. Pandemia jednak pokrzyżowała te plany. - Nagle okazało się, że nasz szpital musi być cały przekształcony w szpital jednoimienny - mówi.
To był skok na głęboką wodę, bo wszelkie procedury trzeba było stworzyć na własną rękę. Wsparciem były tylko telefony do znajomych specjalistów z Warszawy, którzy mieli doświadczenie w leczeniu COVID-19. - Staraliśmy się drogą porozumień telefonicznych dowiedzieć się, jak zorganizować bezpieczne śluzy dla personelu i w jaki sposób merytorycznie oni leczą chorych z covidem - relacjonuje profesor.
"Nie ma ujednoliconego sposobu leczenia"
W placówce udało się stworzyć zespół złożony z kilku internistów, chirurgów, dwóch anestezjologów i ortopedów, którzy także zajmują się covidowymi pacjentami. - Nie ma ujednoliconego sposobu leczenia w zależności od ciężkości przypadku wprowadzonego w całej Polsce - przyznaje.
Lekarze zwracają uwagę, że wiele szpitali powiatowych musi stawiać czoła pandemii bez przygotowania merytorycznego, bez odpowiedniego sprzętu i kadr, a leczenie pacjentów z COVID-19 jest wymagające. - To nie jest zwykłe podłączenie wąsów tlenowych i odkręcenie albo na 3 albo na 5 - wyjaśnia dyrektor Dolnośląskiego Centrum Chorób Płuc dr Marcin Murmyło. - Trzeba się na tym znać, mieć odpowiednie urządzenia, mieć do tego odpowiednie możliwości diagnostyczne, ale przede wszystkim mieć do tego odpowiednią kadrę medyczną - dodaje.
W szpitalu powiatowym w Kozienicach, w którym stworzono 100 łóżek covidowych, udało się zatrudnić dodatkowych anestezjologów, ale wciąż brakuje pielęgniarek anestezjologicznych. Nie ma też odpowiedniej instalacji tlenowej. - Około 30 procent tych miejsc, które my przeznaczamy pod covid, jest zaopatrywanych w tlen z butli. Butle są 40 litrowe, to trzeba przetransportować, podłączyć, a to też się wiąże z kwalifikacjami - wyjaśnia dyrektor Szpitala Powiatowego w Kozienicach Roman Wysocki.
"Epidemia uwypukliła problemy"
W szpitalu w Wieruszowie w województwie łódzkim leczy się tylko pacjentów z COVID-19 w lepszym stanie. Jeśli się pogorszy, chory musi zostać odesłany do innego szpitala, bo nie ma tu intensywnej terapii. - Nasz szpital jest szpitalem powiatowym, u nas nie ma anestezjologów, nie było konsultacji z zakaźnikiem, poza jednym panem ze szpitala zakaźnego Biegańskiego. Interniści to nie są specjaliści od leczenia zakażeń - stwierdza Eunika Adamus, dyrektorka placówki.
Sytuacja pandemiczna w Polsce jest na tyle trudna, że rzadziej mówi się o jakości leczenia, częściej o dostępności łóżek. Obecnie z ponad 45 tysięcy łóżek dla pacjentów z COVID-19 zajętych jest 34,5 tysiąca czyli niemal 80 procent. - Epidemia uwypukliła wszystkie problemy systemu, który u nas funkcjonuje i nie jest to zarzut do obecnej władzy, tylko do wszystkich poprzednich. Planów po drodze powstawało wiele, ale żaden do końca się nie zrealizował - mówi dr Marcin Murmyło.
Najnowsze statystyki Ministerstwa Zdrowia mówią o śmierci kolejnych 768 osób zakażonych wirusem SARS-CoV-2. Polska znajduje się w pierwszej dziesiątce krajów na świecie z największą tygodniową średnią liczbą zgonów z COVID-19 na milion mieszkańców.
Źródło: TVN24