Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nie tylko zlecają teraz testy na koronawirusa, przedłużają izolacje, ale też opiekują się przewlekle chorymi, a jeśli się uda dostać preparat - szczepią przeciwko grypie. Dodatkowo są kierowani do pracy w tak zwanych szpitalach covidowych. - To świadczy o rozpaczliwej sytuacji w szpitalach i sytuacji urzędników - ocenia lekarz rodzinny Joanna Zabielska-Cieciuch. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Dla lekarek z przychodni w Braniewie w województwie warmińsko-mazurskim dzień zaczął się wcześniej - pierwszy pacjent dokładnie o godzinie 6:35. Dziesięcioma tysiącami pacjentów zajmują się dwie lekarki-emerytki w dwóch placówkach, w Braniewie i w filii w Lipowinie. Każda z lekarek ma dziennie 90 teleporad, dodatkowo przyjmują kilkudziesięciu pacjentów w przychodni.
W Braniewie zatrudnionych jest pięciu lekarzy, ale jeden od dłuższego czasu jest na zwolnieniu, dwoje kolejnych miało zostać skierowanych do pracy w szpitalu przy pacjentach z COVID-19 w szpitalu w Braniewie. - We wtorek pan doktor, który też miał kilkukrotnie zlecane zwolnienie, ale na nie poszedł, bo sytuacja trudna, w końcu miał taki skok ciśnienia, że omdlał podczas pracy - dodaje Teresa Drabińska-Dziąg. Ostatecznie do szpitala oddelegowana została jedna lekarka, lekarz jest na zwolnieniu. A kadra, która została w przychodni żałuje, że doba jest tak krótka.
Lekarki z Braniewa same nie wiedzą, jak długo będą w stanie pracować po kilkanaście godzin na dobę. Mają nadzieję, że chociaż w weekend uda im się zregenerować.
Lekarze kierowani do szpitali covidowych
Ministerstwo Zdrowia pytane o kwestię kierowania do pracy aktywnych lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej, odsyła do wojewody warmińsko-mazurskiego. Wojewoda sprawy komentować nie chce. - Kwalifikacje lekarza medycyny rodzinnej nie są tymi, które są w tym momencie w szpitalu niezbędne. Ale to świadczy o rozpaczliwej sytuacji w szpitalach i sytuacji urzędników, którzy sobie z tym zadaniem nie radzą - ocenia lekarz rodzinny Joanna Zabielska-Cieciuch.
Oddelegowani do pracy w szpitalach lekarze rodzinni radzą sobie jak mogą, a nawet próbują, jak Jacek Złotowski, po skończonej pracy w szpitalu w Elblągu zdalnie leczyć pacjentów z przychodni. - Mam około 2200 pacjentów, w tym jest około 100 pacjentów z domu pomocy społecznej w Elblągu - zwraca uwagę lekarz.
To schorowane osoby, z wieloma problemami zdrowotnymi, więc jest co robić. W jego przychodni z czterech lekarzy zostało trzech. - Nie jest jeszcze tak dramatycznie, ale chodzę do szpitala z koleżanką, u której wypadło trzech lekarzy - mówi Jacek Złotowski.
Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nie tylko zlecają teraz testy na koronawirusa, przedłużają izolacje, ale też opiekują się przewlekle chorymi, a jeśli się uda dostać preparat - szczepią przeciwko grypie.
Zdaniem prezes Porozumienia Ochrony Zdrowia sięganie do zasobów kadrowych POZ może grozić katastrofą. - Jak zrujnujemy podstawę systemu, to gdzie ci pacjenci pójdą? Wszyscy pójdą do szpitali, do placówek covidowych, a to my jesteśmy od tego - mówi Bożena Janicka.
Źródło: TVN24