Z każdym dniem staje się chłodniej, coraz więcej czasu spędzamy w pomieszczeniach zamkniętych, gdzie wentylacja jest gorsza, mamy wówczas bliższe kontakty z ludźmi i o zakażenie jest łatwiej - mówił w TVN24 dr hab. Ernest Kuchar, specjalista chorób zakaźnych z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak przyznała dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, ordynator w wojewódzkim szpitalu zakaźnym w Warszawie, "wiemy, że epidemia na jesieni się rozwija, bo to widać z dnia na dzień".
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w sobotę o potwierdzonym zakażeniu koronawirusem u kolejnych 2367 osób. To najwyższy dobowy bilans zakażeń od początku epidemii. Zmarły kolejne 34 osoby. Dane te komentowali na antenie TVN24 eksperci.
Kuchar: będzie jeszcze gorzej
Specjalista chorób zakaźnych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego dr hab. n. med. Ernest Kuchar ocenił, że to "ostatni dzwonek, żeby zmienić nasze zachowanie". - Tych realnych przypadków jest znacznie więcej. Amerykanie szacują, że wykrywa się jakieś 10 procent przypadków, dlatego że większość infekcji przebiega bezobjawowo. Część osób myli zakażenie koronawirusem z przeziębieniem. Bez badań wirusologicznych bardzo trudno rozróżnić te stany - tłumaczył.
Jak wyjaśnił Kuchar, "to nie wirus się przenosi i nas atakuje, tylko my go przenosimy, dlatego że on bardzo szybko ginie poza organizmem człowieka, w ciągu kilku godzin ulega dezaktywacji, przestaje być groźny". - To nasza migracja, nasze podróże i nasze kontakty z ludźmi pozwalają przenosić wirusa na inne osoby. Jeżeli już w tej chwili mamy zapełnione praktycznie wszystkie miejsca w szpitalach, to jest to dzwonek alarmowy - podkreślił gość TVN24.
Ekspert ostrzegł, że będzie jeszcze gorzej. - Z każdym dniem staje się chłodniej, coraz więcej czasu spędzamy w pomieszczeniach zamkniętych, gdzie wentylacja jest gorsza, mamy wówczas bliższe kontakty z ludźmi i o zakażenie jest po prostu łatwiej. Te zmiany klimatyczne i ewolucja wirusa działają na naszą niekorzyść - zwrócił uwagę ekspert.
Jak dodał, dane ze Stanów Zjednoczonych wskazują, że koronawirus, podobnie jak wirus grypy, ewoluuje. - W tej chwili stał się bardziej zaraźliwy niż był na początku pandemii - podkreślił.
"Następny chory może będzie leżał na korytarzu, a może powiedzą mu: umieraj sobie w domu"
W rozmowie z Polską Agencją Prasową Kuchar podkreślił, że to dopiero początek drugiej fali.
- Jeżdżąc autobusem widzę, że co druga osoba ma maseczkę pod nosem albo pod brodą, czyli tak, jakby jej w ogóle nie miała. Połowa osób nie wierzy, że mamy poważną sytuację. Jeżeli nie przekonuje ich fakt, że nie ma już miejsc w szpitalach, to co ich przekona? Następny chory może będzie leżał na korytarzu, a może powiedzą mu: sorry, umieraj sobie w domu, bo w szpitalu miejsca już nie ma - mówił Kuchar.
Zwracał uwagę, że mimo postępu nauki są ludzie, którzy wierzą, że ziemia jest płaska, a więc nie należy się dziwić, że są i tacy, którzy uważają, że koronawirus nie jest groźny. - Oczywiście, zgadzam się, że zakażenie to jedno, a przebieg choroby to drugie. Jak ktoś ma dużo szczęścia, jest młody, zdrowy to może mieć zakażenie bezobjawowe, ale gwarancji takiej nie ma - podkreślił.
Dr Kuchar odniósł się do informacji o śmierci 36-letniego mężczyzny, u którego - według sobotnich danych resortu zdrowia - nie współistniały inne schorzenia. Wyraził przypuszczenie, że pacjent najprawdopodobniej miał chorobę współistniejącą, którą lekarzom trudno było odkryć. - Jak w parku wichura połamała drzewa, to się okazało, że z pozoru zdrowe drzewa w środku były spróchniałe. Koronawirus jest takim czynnikiem selekcyjnym, wybiera z populacji osoby, które są słabsze - tłumaczył.
"Czy to nie dowód braku miejsc, że pacjenta trzeba wozić ponad 100 kilometrów?"
Kuchar skomentował też słowa szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka, który zapewniał, że w szpitalach nie zabraknie miejsc dla chorych na COVID-19. - Minister prezentuje klasyczny urzędowy optymizm. Jak to wytłumaczyć, że mojego znajomego z Wrocławia przeniesiono do Zielonej Góry, bo we Wrocławiu nie było żadnego miejsca? Czy to nie dowód braku miejsc, że pacjenta trzeba wozić ponad 100 kilometrów, żeby znaleźć mu miejsce? Pan minister może być pewny, że dla niego miejsce się znajdzie w szpitalu rządowym, ale czy każdy z nas może być o to spokojny? - pytał dr Kuchar.
Zaapelował o unikanie skupisk ludzi, zachowanie dystansu, poprawne noszenie maseczek, unikanie dotykania błon śluzowych oraz dokładną dezynfekcję rąk. - To wystarczy - zapewnił.
"Spodziewamy się ogromnej fali nowych zakażeń po Święcie Zmarłych"
Dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, ordynator w wojewódzkim szpitalu zakaźnym w Warszawie oraz konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych uznała, że "realnie zakażonych osób jest drugie tyle" niż pokazują oficjalne statystyki, chociaż, jak podkreśliła, "to jest wróżenie z fusów".
- Wiemy, że epidemia w tej chwili na jesieni się rozwija, bo to widać z dnia na dzień. Spodziewamy się ogromnej fali nowych zakażeń po święcie zmarłych - powiedziała w TVN24. - Trudno ludziom odmówić i wprowadzić restrykcje co do odwiedzania grobów bliskich, tak samo jak w tej chwili ludzie nie chcą rezygnować z życia publicznego, społecznego, teatrów, restauracji – mówiła ordynator.
Podkreśliła jednak, że "my musimy absolutnie wzmóc swoje bezpieczeństwo". - Noszenie masek, dezynfekowanie rąk jest podstawą. My się musimy nauczyć pewnego automatyzmu - zaapelowała. - Dla mnie maska jest jak pasy w samochodzie. Wsiadam do samochodu, zapinam pasy. Tak samo wchodzę do sklepu, zakładam maskę – podkreśliła Cholewińska-Szymańska.
"Chaos" w opiece zdrowotnej
Jak przypomniała, na początku września nastąpiły zmiany strukturalne w szpitalnictwie. - Nowy minister najpierw odwołał jednoimienne szpitale, a potem zrobił nową strukturę szpitali, które będą uczestniczyły w opiece (nad zakażonymi). Ustanowił trzy poziomy tych szpitali - tłumaczyła.
Jednak w jej ocenie "wszystkie akty wykonawcze były nieczytelne". - Zarówno dyrektorzy szpitali, jak i lekarze, nie do końca zrozumieli, jaka jest ich rola, gdzie oni się znajdują i jakie mają kompetencje do zajmowania się pacjentami - oceniła.
Jak dodała, na początku września "chaos był również w podstawowej opiece zdrowotnej, gdzie lekarze rodzinni także nie wiedzieli, co mają robić". Ostrzegła, że kurczy się kadra lekarska.
Źródło: TVN24, PAP