Jest wiele powodów do dalszego optymizmu: wiadomo, że zaraza kiedyś się skończy i że szczepionka może nam w tym pomóc. Jesteśmy dość blisko tego, ale nie tak blisko, jak się wydaje - powiedział Wojciech Maksymowicz, neurochirurg i były wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego. W "Rozmowie Piaseckiego" opowiadał o pracy w olsztyńskim szpitalu, gdzie od niedawna pełni dyżury.
Wojciech Maksymowicz na początku listopada poinformował, że rezygnuje z funkcji wiceministra edukacji i nauki i wraca do zawodu neurochirurga. - Wracam do operowania chorych z nowotworami mózgu, pacjentów z Kliniki Budzik, a również przystępuję do pracy na oddziale covidowym Szpitala Uniwersyteckiego w Olsztynie - wyjaśniał, zwracając uwagę, że "ojczyzna jest w potrzebie".
Maksymowicz, który w latach 1997-1999 sprawował funkcję szefa resortu zdrowia i opieki społecznej w rządzie Jerzego Buzka, w porannej "Rozmowie Piaseckiego" wziął udział prosto z olsztyńskiego szpitala. - Wszystko zostało przestawione głównie na ratowanie sytuacji wielu zakażeń, cały szpital się zmienił. Jestem w miejscu, w którym normalnie była klinika kardiologii, której część została przeniesiona do innego oddziału, a tutaj jest oddział covidowy - wyjaśnił.
Przekazał, że na oddziale jest 28 pacjentów i praktycznie każdy z nich jest w "dosyć ciężkim stanie". - Nie ma intensywnej terapii dla innych pacjentów niż covidowych, więc trudno mówić o poważnych operacjach - mówił. - Jest oczywiście spore zaburzenie, choć to spory eufemizm. Jest bardzo duże zaburzenie - podkreślił.
- Trudny okres będzie trwał dłużej, to kwestia wielu miesięcy, a nie jednego miesiąca. To może wpłynąć na wiele parametrów innych chorób - stwierdził. Ocenił, że mamy do czynienia tutaj "z sytuacją wojenną". - To poważny kryzys, z którym zmagają się wszyscy - zwrócił uwagę.
Działania poprzedniego ministra zdrowia "to była jednak niepewność, a nie ocena ryzyka"
Maksymowicz zaznaczył w TVN24, że "niewątpliwie podstawą trafnych decyzji w sytuacjach kryzysowych jest ocena ryzyka". - To nie jest to samo, co niepewność. Ocena ryzyka związana jest z poznaniem przeciwnika, niepewność jest, gdy znamy swoje zasoby, a nie znamy przeciwnika - zauważył.
Dopytywany, czy były minister zdrowia Łukasz Szumowski, który odszedł ze swojego stanowiska w sierpniu, przygotował nasz kraj do drugiej fali epidemii, odpowiedział, że "robiono wszystko, żeby przygotować się na działania awaryjne, chociaż nazbyt mocno ufano przeświadczeniu, że 'a nuż się uda'". - To była jednak niepewność, a nie ocena ryzyka - ocenił. Dodał, że podobna sytuacja zaistniała w większości krajów europejskich i Ameryce.
Przypomniał, że on sam zapowiadał w maju, że "trzeba przygotować się na gorsze i że może być źle". - Wtedy uważano, że mocno przesadziłem, było wtedy 2000 zakażeń - powiedział.
A jak wygląda obecna sytuacja szpitali w Polsce? - Szpitale radzą sobie na styku, ale są przepełnione - odpowiadał Maksymowicz. - Jeżeli ktoś jest wypisany, natychmiast dwóch innych czeka, aby ich przyjąć - dodał.
Maksymowicz: z ministrem Niedzielskim nie mieliśmy okazji wymienić bliżej poglądów
Maksymowicz mówił w programie, że za kadencji byłego szefa resortu zdrowia Łukasza Szumowskiego często z nim rozmawiał. - Spotykaliśmy się z ekspertami, rozmawialiśmy. Zaplecza pana ministra Niedzielskiego nie znam - wyjaśnił. Dodał, że z nowym ministrem zdrowia spotkał się 1 września, gdy Adam Niedzielski zapowiedział otwarte drzwi do konsultacji. - Mimo usilnych starań to się nigdy nie udało. Nie mieliśmy okazji wymienić bliżej poglądów - przyznał.
Gość TVN24 pytany był, czy podziela zdanie ministra Niedzielskiego, który we wtorek ocenił, że aktualnie "sytuacja się co najmniej stabilizuje" i "możemy się troszeczkę uśmiechnąć, że to, co najgorsze, mamy w pewnym sensie za nami".
- Jeżeli chodzi o dalekosiężne spojrzenie, bo trzeba patrzeć daleko do przodu, to jest wiele powodów do dalszego optymizmu: wiadomo, że zaraza kiedyś się skończy i że szczepionka może nam w tym pomóc. Jesteśmy dość blisko tego, ale nie tak blisko, jak się wydaje. To sięga od półrocza do roku, to okres, kiedy będziemy to wygaszać - przekonywał. Maksymowicz mówił dalej, że nie powiedziałby, że "najgorsze już za nami".
"Zbyt wiele nie wiemy"
Lekarz pytany był też o to, czy opinia Adama Niedzielskiego nie bierze się z malejącej liczby pozytywnych testów, która oscyluje na poziomie około 20 tysięcy, jednak która jednocześnie stanowi 40-50 procent wszystkich wykonanych testów. - Zbyt wiele nie wiemy, ocena ryzyka jest konieczna przy podejmowaniu decyzji taktycznych, już nie mówiąc o strategicznych - odpowiedział. Dodał, że "od początku trzeba było przygotować więcej zaplecza". - Możemy się bić w piersi - zaznaczył.
Pytany o zmniejszoną liczbę testów w ostatnich dniach odpowiedział, że "to wynik pewnego rodzaju podejścia". - Z tego podejścia ograniczamy swoją wiedzę na temat rozprzestrzeniania się choroby - ocenił. Liczba testów w ostatnim tygodniu oscyluje wokół 30-45 tysięcy. Na przełomie października i listopada najwyższy taki bilans wyniósł 80 tysięcy.
Maksymowicz zapytany na koniec, czy w warunkach, w których przebywa, często ma poczucie, że przegrywa z epidemią, odpowiedział, że "przy ciężkiej chorobie ciągle się przegrywa, ale często się wygrywa". - Ciągle walczymy, aby wygrywać, ale trzeba liczyć się z przegraną, dzisiaj dwie osoby zmarły - powiedział. - Tak jak każda osoba, która jest niewiele po 70. roku życia, mieli jakieś choroby, ale na pewno nie umarliby z powodu tych chorób. Gdyby nie ta zaraza, pewnie mogliby jeszcze długo pożyć. To jest nasza przegrana - przyznał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24