Ponad 200 przypadków zakażenia SARS-CoV-2 odnotowano od początku epidemii w Mazowieckiem Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu. W placówce brakuje personelu, a kierownik - czasowo zamkniętego z powodu koronawirusa - oddziału neurologii ostrzega innych dyrektorów szpitali, że "to jest dopiero początek" walki z chorobą.
Od początku epidemii w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu do niedzieli potwierdzono 206 przypadków zakażenia koronawirusem. Dodatnie wyniki miało 116 osób z personelu i 90 pacjentów. Szpital potwierdził, że "od początku walki z epidemią odnotował w sumie 12 zgonów - 6 z przyczyn pierwotnych oraz 6 z przyczyn wtórnych". Wskazał, że to dane od 29 marca do 10 kwietnia.
W szpitalu brakuje personelu, ponieważ większość lekarzy i pielęgniarek jest na kwarantannie. Do pracy zostali skierowani lekarze z innych oddziałów i tego powodu uruchomił się epidemiczny efekt domina - relacjonował z Radomia reporter TVN24 Jan Piotrowski.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Ludzie umierają, wirus szaleje. To rzeczywistość jak z filmu katastroficznego". Szpital nad przepaścią
"Każdy szpital w Polsce powinien się przygotować"
Prof. Adam Kobayashi, kierownik oddziału neurologii w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu w rozmowie z TVN24 powiedział, że w tej chwili szpital stara się o "ewakuację ostatnich pacjentów do szpitali jednoimiennych", czyli specjalnych szpitali zakaźnych. - Nie jest to łatwe, wręcz trudne, o ile w ogóle możliwe - zaznaczył.
- Uważam, że każdy szpital w Polsce powinien się przygotować: muszą być odpowiednie środki osobiste, żeby wszyscy odrobili zadanie domowe z tej naszej radomskiej lekcji i żeby jednak się przygotowywać na najgorsze - przekazał. Dodał, że chciałbym jednocześnie "uprzedzić kolegów i dyrektorów szpitali w Polsce, że to jest dopiero początek". - Mam nadzieje, że jestem złym prorokiem w tym przypadku. Mam nadzieje, że odrobicie tę naszą bolesną, radomską lekcję i się odpowiednio przygotujecie do swoich własnych potyczek czy bitew z koronawirusem - powiedział prof. Kobayashi.
Jak dodał, każdy szpital "powinien się przygotować w ten sposób, że powinny być stworzone obszary obserwacyjne, obszary zakaźne". - Ponieważ często są problemy ze szpitalami jednoimiennymi, wynikające być może z ich przepełnienia. Trzeba pamiętać, że mogą mieć ograniczoną wydolność - tłumaczył.
"Mamy nadzieję, że w tym tygodniu wróci do nas kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt osób"
Z TVN24 rozmawiał także wiceprezes szpitala Łukasz Skrzeczyński. - Przychodzi moment, kiedy kończą się kwarantanny osób, które po wybuchu pierwszego ogniska nałożył sanepid. Mamy nadzieję, że w tym tygodniu wróci do nas kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt osób. Wiemy też, że kończą się zwolnienia niektórym osobom. Mamy nadzieje, że cieszą się one już zdrowiem i będą mogły do nas przyjść - powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24