Brytyjski wariant wirusa wydaje się szerzyć o wiele skuteczniej nie tylko wśród dorosłych, ale również wśród dzieci i między dorosłymi i dziećmi - mówiła w TVN24 w niedzielę doktor Magdalena Okarska-Napierała z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym WUM. Stwierdziła, że przejście szkół na tryb zdalny było dobrym pomysłem.
Dobowa liczba nowych, potwierdzonych zakażeń koronawirusem zbliża się do 30 tysięcy. Resort zdrowia w sobotę informował o 26 405 przypadkach zakażenia, w piątek o 25 998, a w czwartek - 27 278. Minister zdrowia Adam Niedzielski przekazał w sobotę, że udział bardziej zaraźliwej, brytyjskiej mutacji wirusa osiągnął już w kolejnych badaniach w naszym kraju wartość 80 procent.
"Takich pacjentów teraz jest więcej"
Doktor Magdalena Okarska-Napierała z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym WUM mówiła w niedzielę w TVN24, że obecnie więcej dzieci zakażonych jest SARS-CoV-2. - Na razie szczęśliwie wydaje się, że dzieci nadal chorują stosunkowo łagodnie, na pewno łagodniej niż dorośli. Mają trochę szersze spektrum możliwych objawów, czyli oprócz tych typowych objawów znanych z COVID-19 u dorosłych, czyli gorączki, zaburzeń oddychania, kaszlu, one też częściej mają objawy z przewodu pokarmowego, część jakieś niespecyficzne wysypki, nadal to choroba raczej łagodna u dzieci - mówiła.
- Zdecydowaną większość naszych pacjentów stanowią dzieci z innymi chorobami, które są wskazaniem do hospitalizacji - chorobami specjalistycznymi, onkologicznymi, neurologicznymi i innymi, które przy okazji są zakażone SARS-CoV-2. Takich pacjentów faktycznie teraz jest więcej - dodała.
Stwierdziła, że większa zapadalność dzieci na COVID-19 jest związana z brytyjskim wariantem wirusa, który "wydaje się szerzyć o wiele skuteczniej nie tylko wśród dorosłych, ale również wśród dzieci i między dorosłymi i dziećmi". - Mamy coraz więcej pediatrycznych pacjentów, którzy zachorowali jako pierwsi w rodzinie. Często ze źródła przedszkolnego czy szkolnego, także ten nowy wariant niestety wydaje się, że zmienia nieco rolę dzieci w szerzeniu pandemii - wyjaśniła.
"Dziecko może być teraz większym zagrożeniem"
- W nauce to zajmuje chwilę czasu, żeby wiarygodnie ocenić takie nowe zjawiska jak właśnie nowy wariant koronawirusa i jego wpływ na przebieg choroby u dzieci, ale w Lancecie (pismo naukowe - red.) pojawiła się już pierwsza publikacja brytyjska, gdzie podkreślono, że na tę chwilę wydaje się, że dzieci chorują tak samo jak wcześniej - stwierdziła i dodała, że ciężkość przebiegu choroby u dzieci nie uległa zmianie, jedynie częściej na nią zapadają.
Zaznaczyła, że do czasu pojawienia się nowego wariantu koronawirusa dzieci, zwłaszcza małe, wydawały się zarówno chronione przed samym zakażeniem i rzadziej to zakażenie przenosiły na bliskich. - Teraz wydaje się, że niestety skuteczność szerzenia się tego wirusa między dziećmi a dorosłymi również się zwiększyła. Musimy się liczyć z tym, że dziecko może być teraz większym zagrożeniem na przykład dla dziadków - ostrzegła Okarska-Napierała.
Stwierdziła, że z ulgą przyjęła decyzję o przejściu szkół na zdalny tryb nauczania. - To jest dla nas odczuwalne, że tych chorych jest coraz więcej. Dla pediatrów nadal nie jest to duży problem, my sobie prawdopodobnie poradzimy, ponieważ zdecydowaną większość pacjentów hospitalizowanych stanowią dzieci z innymi chorobami i koronawirus nie stanowi w tym sensie takiego obciążenia dla systemu opieki. Zamknięcie szkół zwiększa nadzieją na ograniczenie szerzenia się wirusa wśród dorosłych i w związku z tym poprawę sytuacji, która w tej chwili jest bardzo alarmująca, jeśli chodzi o pacjentów dorosłych - dodała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: meteo