Jest taka zasada: jeśli nie musisz w danym momencie odsłaniać kart, to trzymaj je przy orderach. Obie strony trzymają karty przy orderach, ponieważ sobie nie ufają - skomentował pierwsze czytanie prezydenckiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym Ludwik Dorn w "Faktach po Faktach".
W Sejmie odbyło się pierwsze czytanie prezydenckiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym. Za jego skierowaniem do dalszych prac w komisji opowiedział się przedstawiciel PiS poseł Stanisław Piotrowicz, przeciwko propozycji Andrzeja Dudy wystąpiły PO, Nowoczesna i PSL. W trakcie debaty nie zaprezentowano prezydenckich poprawek do procedowanej we wrześniu ustawy autorstwa PiS zawetowanej przez Andrzeja Dudę.
- Dobrze to nie wygląda, ale tu trzeba bardzo jasno powiedzieć, że pod względem formalnym wszystko jest w jak największym porządku. To się musiało tak odbyć - ocenił brak przedstawienia poprawek były marszałek Sejmu Ludwik Dorn.
Wskazał, że mogłoby to się "odbyć inaczej", gdyby w trybie pozaregulaminowym albo podczas debaty klubowej poseł Piotrowicz zgłosił, że podczas obrad komisji wniesie "takie a takie poprawki". Nie ma bowiem obowiązku przedstawiania wspomnianych poprawek podczas pierwszego czytania. Przed pierwszym czytaniem Andrzej Duda mógł jeszcze zaprezentować ewentualne "autopoprawki".
Teatr absurdu
- Odbywa się teatr absurdu, rozmawiamy o starych projektach z września, o których wiadomo, że są nieaktualne - skomentował w "Faktach po Faktach" profesor Tomasz Nałęcz.
Ocenił tę sytuację jako "złą". Podkreślił, że "cała Polska" czekała na debatę i uznawała ją za bardzo ważną, tymczasem prezydent się nie pojawił, a w jego imieniu wystąpiła Anna Surówka-Pasek, minister w Kancelarii Prezydenta, która "zaprezentowała argumentację, którą każdy mógł przeczytać w internecie". Nałęcz uznał również, że z debaty wynika, iż "prezydent z Jarosławem Kaczyńskim się porozumieli".
- Umowa pana Kaczyńskiego z prezydentem jest wieloaspektowa, dotyczy nie tylko tych zapisów. Moim zdaniem obydwie strony sobie nie ufają do końca, stąd też się nie spieszą za szybko. I stąd brak tych poprawek. Nie wiadomo, jakie będą. W grę wchodzi jeszcze sprawa rekonstrukcji rządu - ocenił profesor Nałęcz.
Ludwik Dorn podzielił zdanie Nałęcza w kwestii braku zaufania między politykami.
- Przyczyną jest głęboka nieufność między dwiema stronami. To jest gra o istotnym znaczeniu politycznym. Jest taka zasada: jeśli nie musisz w danym momencie odsłaniać kart, to trzymaj je przy orderach. Obie strony trzymają karty przy orderach, ponieważ sobie nie ufają - powiedział były marszałek Sejmu.
Zasłona dymna, pozorowane działania
- Jest bardzo charakterystyczne, że pan prezydent, który lubi mówić, obszernie mówi o różnych sprawach, w sprawie poprawek milczy jak zaklęty (...) Natomiast pan prezydent się uaktywnił w ostatnim tygodniu, chyba czterech wywiadów udzielił w sprawie ministra Macierewicza - powiedział profesor Nałęcz.
Ocenił, że w sprawie chodzi zatem o "gwarancję ze strony prezesa Kaczyńskiego", żeby "konstytucyjna instytucja zwierzchnika sił zbrojnych była w Polsce realnie wykonywana", czyli - jego zdaniem - dymisję obecnego szefa resortu obrony.
- Tu nie o sądownictwo teraz chodzi, tu się teatr odbywa, zasłona dymna, pozorowane działania. Tak naprawdę chodzi o to, żeby prezydent wymusił na Kaczyńskim, żeby on zrealizował tę sekretną część umowy niezwiązaną z sądownictwem jeszcze przed rozegraniem spraw sądownictwa - przekonywał Nałęcz.
Ludwik Dorn zgodził się ze swoim przedmówcą i przedstawił, jak - jego zdaniem - wyglądała propozycja prezydenta Dudy dla PiS.
- Ja nie chcę, żeby wyłącznie pan Ziobro realizował swoje żądze. Ja to zrobię razem z Ziobrą - powiedział.
Autor: kc/sk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24