12 klientów jednego z poznańskich klubów go-go zgłosiło się na policję z informacją, że nieświadomie stracili w lokalu znaczne kwoty pieniędzy. Jeden z nich miał wydać blisko 100 tys. zł. Śledztwo w podobnej sprawie prowadzi prokuratura w Warszawie.
Chodzi o tę samą sieć klubów. Z relacji osób, które zgłosiły się do wielkopolskich policjantów, wynika, że klienci lokalu mogli być odurzani i budzili się z rachunkami opiewającymi na dziesiątki tysięcy złotych.
- W opisywanych przez poszkodowanych przypadkach wyglądało to tak, że klient po opuszczeniu lokalu stwierdzał, iż z karty płatniczej zeszło mu bardzo dużo pieniędzy. Sprawę analizują policjanci z wydziału dochodzeniowego. Sprawdzają, czy mogło dojść do przestępstwa - poinformował rzecznik prasowy wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak.
Jak dodał, pierwsze zgłoszenia policja otrzymała w 2013 roku. Potwierdził, że trwają analizy krwi poszkodowanych, którzy nie wykluczają, że mogli być odurzeni.
Stracił 90 tys. złotych
Podobną sprawę bada też Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście Północ. Jak poinformował rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Przemysław Nowak, chodzi o śledztwo w sprawie "doprowadzenia pokrzywdzonego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie blisko 90 tys. zł".
Dwa śledztwa w podobnej sprawie prowadziła też krakowska prokuratura. Jedno z nich, dotyczące oszustwa na szkodę obywatela Polski na ponad 21,5 tys. zł, zostało umorzone z powodu braku znamion przestępstwa. Drugie - dotyczące oszustwa na szkodę obywatela Francji (5 tys. euro) i obywatela Szwecji (98 tys. zł) - zostało umorzone ze względu na brak dostatecznych dowodów uzasadniających popełnienie przestępstwa, ale podjęto je w ostatnim czasie na nowo. Prokuratura Okręgowa poleciła przeprowadzenie w nim nowych czynności.
10 tys. złotych za drinka
Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska, prokuratura w obu sprawach oparła się na zapisach z monitoringu, na których widać było m.in., że obywatel Polski nie śpi, rozmawia z tancerkami, przez które jest zabawiany, dobrowolnie wyciąga kartę płatniczą z portfela, sam wstukuje kod i podpisuje wydruki, a ceny są jawne (np. 10 tys. zł za drinka). Podobnie dwaj inni zgłaszający - poruszali się samodzielnie, wychodzili z loży, płacili, podpisywali rachunki. Monitoring nie zawiera jednak nagrania dźwięku.
Opisująca sprawę klientów lokalu "Gazeta Wyborcza" podała, że w ten sam sposób - jak w Poznaniu i Warszawie - mogli być poszkodowani klienci klubów m.in. w Gdańsku i Kielcach. Osoby, które nie płaciły kartami płatniczymi, miały odzyskiwać świadomość z podpisanymi przez siebie oświadczeniami w sprawie zwrotu długów za usługi gastronomiczne. Według "GW" kluby prowadzi agencja reklamowo-marketingowa z Krakowa, której szefem jest Jan S., czekający na proces i oskarżony o kierowanie gangiem fałszerzy dokumentów.
Autor: pk//tka / Źródło: PAP