- Za późno na prostowanie kłamstw ws. Smoleńska - powiedział w "Piaskiem po oczach" Edmund Klich. Według niego, już pierwszego dnia po katastrofie powinno się zdementować nieprawdziwe informacje. Mówił też, że gdy samolot się rozbija, następują mikrowybuchy, ale są one następstwem, a nie przyczyną katastrofy.
Edmund Klich, były akredytowany przy MAK i były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, nie kryje, że polityka informacyjna powinna być lepiej prowadzona. - Gdy rok temu rozmawiałem z Maciejem Laskiem (członkiem komisji Millera i obecny szef PKBWL - red.), gdy powstawały teorie Macierewicza mówił, że to wszystko ucichnie. Dziś za późno na prostowanie, ludzie wierzą w zamach. Ale problem zaczął się 10 kwietnia, już pierwszego dnia można było zdementować, choćby to, że piloci robili cztery zejścia do lądowania - mówił. Jak przyznał, w sprawie katastrofy nie było polityki informacyjnej. - Przejąłem to na siebie, nie najlepiej na tym wyszedłem. Sam premier Tusk mi odradzał kontakty z mediami. Dziś rezultat jest taki, że nie jestem przewodniczącym (Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych - red.) i mam sprawę w sądzie z tego powodu - dodał. Jednak, jak zauważył, gdyby się nie wypowiadał, to nie byłoby wcale informacji. - Komisja Millera zamknęła się, rzecznik rządu się nie wypowiadał - mówił.
"Przy rozbiciu dochodzi do mikrowybuchów" Klich zaznaczył, że samolot w ogóle nie powinien wystartować z Warszawy, a kontrolerzy w Smoleńsku powinni zamknąć lotnisko. Dodał, że nie ma żadnych wątpliwości, iż katastrofa nie była zamachem. - Jak pojechałem do Smoleńska, do głowy mi nie przyszło, że ktoś będzie wątpił, że samolot zderzył się z brzozą. Były ślady na brzozie i na skrzydle, są na dowód tego zdjęcia - zaznaczył. - Nikt się nie spodziewał, że brzoza urośnie do takiego problemu. Zresztą gdyby nie było brzozy, tupolew też by się rozbił, bo leciał za szybko, by odejść na drugi krąg - tłumaczy.
Dodał, że w momencie rozbicia się samolotu dochodzi do mikrowybuchów, bo rozszczelniają się instalacje, a nity poszycia rozchodzą. Podkreślił jednak, że to następstwo katastrofy, a nie jej skutek.
"Sam musiałem zamawiać ekspertyzę"
Klich uznał też, że błędem Rosjan było oczyszczenie kontrolerów. Wspomniał także, że naruszali załącznik 13. do konwencji chicagowskiej, na podstawie którego prowadzono śledztwo ws. katastrofy. - Nie było wsparcia, by to na nich wymusić. Można było informować, że najpierw sami się na załącznik 13. zgodzili, a potem nie postępowali zgodnie z jego zapisami - powiedział Klich. Dodał również, ze zabrakło wsparcia dla jego pracy w Smoleńsku, m.in. nie zapewniono doradców czy tłumaczy. - Ja sam zamawiałem ekspertyzę czy załącznik 13. jest dobrą podstawą, za własne pieniądze. Czy tak powinno być? - pytał. Pytany o sprawę zwrotu wraku były przewodniczący PKBWL powiedział, że Rosjanie przebadali już wszystko, co musieli i "przeciągają sprawę". - Powinni zwrócić wrak Polsce - przyznał. Zgodził się, że trzeba było jak najwięcej danych zbierać w pierwszych dniach po katastrofie, a nie teraz. - Ale wiem, że polscy prokuratorzy byli na miejscu wielokrotnie i badali wrak szczegółowo - dodał.
Autor: jk/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24