Mimo, że Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska doszły do porozumienia w sprawie wyborów, a nawet ogłosiły ich oficjalną datę - wcale nie jest pewne, czy w ogóle do nich dojdzie. Do przegłosowania wniosku o samorozwiązanie Sejmu obu klubom brakuje bowiem 26 głosów.
To niewiele, ale i tak przy założeniu pełnej dyscypliny w obu klubach. Powinno o nią być łatwo w czasie, gdy ugrupowania decydują o kształcie swych list wyborczych, pewności jednak mieć nie można.
Brakujące głosy może dostarczyć każdy z pozostałych klubów sejmowych - SLD, Samoobrona, LPR, albo PSL wsparte przez któreś z kół poselskich. SLD deklaruje, że owszem, chce rozwiązania Sejmu, ale najpierw oczekuje powstania dwóch komisji śledczych - w sprawie akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa i w sprawie akcji przeciwko Barbarze Blidzie, zakończonej jej śmiercią.
Także Samoobrona, zanim poprze wniosek, chce zbadania przez posłów afery w Ministerstwie Rolnictwa. Ponadto wraz z Ligą wciąż szuka poparcia dla konstruktywnego wotum nieufności, które, gdyby zostało przegłosowane, oznaczałoby przedłużenie sejmowego żywota. Według wizji obu partii tworzących LiS Jarosława Kaczyńskiego miałby zastąpić usunięty przez niego z rządu Janusz Kaczmarek.
Sam premier najbardziej liczy na poparcie wniosku o samorozwiązanie przez SLD. Ale ma plan awaryjny: jeżeli wniosek o samorozwiązanie Izby upadnie, premier poda rząd do dymisji. Ponieważ Sejm zapewne nie zdoła wyłonić nowego gabinetu, po odpowiednich procedurach przewidzianych w Konstytucji prezydent będzie miał prawo jego rozwiązania.
Taki scenariusz spowoduje, że wybory odbyłyby się nie w drugiej połowie października, a dopiero w listopadzie.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl