- Zaczął się korek, stanęliśmy, za nami też auto stanęło. Trwało to może pięć minut, nagle huk, trzask, nasze auto leci - mówił w czwartek późnym wieczorem w rozmowie z TVN24 Grzegorz Umarlik, jeden z poszkodowanych w karambolu na autostradzie A4 pod Wrocławiem. Do szpitala trafił z żoną, córką i teściem. W wypadku zginęły 4 osoby, a 13 zostało rannych.
Jak poinformowała w piątek rano Alicja Jędo, rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Oławie, w karambolu śmierć poniosły cztery osoby. 13 rannych trafiło do szpitali w Oławie i Wrocławiu. W czwartek wieczorem policja przekazywała, że zginęło sześć osób.
Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że w samochody stojące w korku na autostradzie uderzyła z ogromną siłą ciężarówka. Jej naczepa przewróciła się i zgniotła dwa samochody. Wiele innych aut również zostało zniszczonych.
"Z auta nic nie było"
Grzegorz Umarlik wyszedł z wypadku cało, kilka godzin później wciąż był jednak w szoku.
- Zaczął się korek, stanęliśmy, za nami też auto stanęło. Trwało to może pięć minut, nagle huk, trzask, auto nasze leci. Nawet nie wiem, czy myśmy koziołkowali, nie pamiętam. Ale auta przed nami też zostały całe zmasakrowane. Obok w busie były ciała, tak że już niestety... - mówił łamiącym się głosem.
- Obok nas transporter doszczętnie zgnieciony. Tam były właśnie śmiertelne ofiary. Z przodu, przed nami (ford) transit też cały (zniszczony). I z przodu trzy, cztery nowsze auta też - mówił o tragicznym wypadku.
Sam, jak sądzi, potrzebował "około 10 minut, by wyjść z samochodu". - Udało mi się wydostać z tych pasów. I prosiłem o pomoc dla żony, teścia i córki. Szukałem telefonu, zadzwoniłem na pogotowie, ale powiedzieli, że były już telefony. (Karetka) przyjechała dość szybko. To był szał. Nie liczyłem czasu - mówił.
Tłumaczył, że jego samochód został "zmasakrowany". - Z auta nic nie było. Ja nie umiałem drzwi otworzyć, chciałem przez szybę. Dobrze, że miałem szybę otwartą. A z tyłu potem musieliśmy szybę wybijać, żeby drzwi otworzyć, jakoś pomóc, ale nie szło. Auto tak "siadło" do ziemi, że nie dało się otworzyć - mówił.
Tragiczny karambol
W akcji ratunkowej poza 14 karetkami pogotowia uczestniczyło też 11 zastępów straży pożarnej. Ranni byli wyciągani z samochodów kilkadziesiąt minut.
Na autostradzie w samym wypadku zginęły cztery osoby jadące busem, który został zgnieciony przez naczepę TIR-a.
Jak poinformował w piątek przed godz. 5 rano dyżurny GDDKiA, trasa jest już przejezdna w obu kierunkach. Po wypadku autostrada była zablokowana, auta kierowano na objazdy drogą krajową nr 94.
Autor: adso/ja / Źródło: TVN24, PAP