Jest mu przykro, ale załamywać rąk nie będzie i zapowiada, że PiS jeszcze się o niego upomni, kiedy w partii przestanie się traktować ludzi jak rzeczy. Ludwik Dorn chce wrócić, bo - jak podkreśla w wywiadzie dla "Polski" - w PiS-ie jego członkom łamie się kręgosłupy. Ale z Jarosławem Kaczyńskim na "ty" nie będzie już nigdy.
Były wiceprezes PiS-u i jego współzałożyciel jest już zmęczony pytaniami o to, czy on i Jarosław Kaczyński byli przyjaciółmi. W wywiadzie dla "Polski" mówi, że za kryzys PiS-u odpowiada w dużej mierze właśnie jego prezes. Dlaczego? Bo zdaniem Dorna nie potrafił realnie oceniać sytuacji.
"Kaczyński zaczął stawiać na to, co w ludziach łatwe i małe"
- To był zawsze człowiek bardzo trzeźwy i twardo stąpający po ziemi. A tymczasem stracił kontakt z rzeczywistością. Bo jemu suflowano z boku. (...) Chodzi przede wszystkim o doświadczenia z okresu, gdy był premierem. Tego naprawdę bardzo wybitnego człowieka ten okres niesłychanie nadwerężył - mówi były szef MSWiA.
Jego zdaniem, prezes PiS od pewnego momentu zaczął stawiać "na to, co w ludziach łatwe i małe", pozwalając panoszyć się w partii wazeliniarstwu i łamiąc pewne reguły estetyczne. Jakie? - Gdy usłyszałem wypowiedź pana Jacka Kurskiego, że darzy prezesa męską miłością i da się za niego pokroić na kawałki, to zdębiałem. Pomyślałem, że biedny Kaczyński, będzie musiał temu idiocie Kurskiemu łeb urwać. Ale gdzie tam - tłumaczy Dorn.
O tym jak pan Jarosław Kaczyński przestał być Jarkiem
Ale kapitan z tonącego okrętu ucieka ostatni i dlatego były wicepremier do partii chce wrócić, żeby pomóc ludziom, którym tam "łamie się kręgosłupy". - Widzę ludzi, którzy są przytłamszeni, ale którzy są tam dla wielkiej idei przemiany Polski i jeśli nie walczą z wewnętrznymi patologiami, to po trosze z lęku przed nieznanym, po trosze z oportunizmu - mówi w "Polsce".
Zaznacza jednak, że z Jarosławem Kaczyńskim o problemach partii, czy w ogóle o czymkolwiek, rozmawiać nie zamierza. - Nie będziemy już nigdy "per ty". Nigdy, niezależnie, czy przeprosi z własnej woli, czy w wyniku procesu sądowego. Co spadło, to przepadło.( ...) Z panem Kaczyńskim będziemy rozmawiać przed sądem - podkreśla.
Czy za coś Dorn mógłby z czystym sumieniem pochwalić swojego byłego prezesa? - Tylko za zręczność - ucina.
"To się zmieni"
Twierdzi, że wyrzucając go z szeregów PiS przeprowadzono na nim "egzekucję rozpisaną na raty z elementami szczególnego okrucieństwa".
- Zabolało mnie to, że kiedy padło oszczerstwo związane z moim życiem osobistym, to wielu kolegów mówiło po cichu, że tak już nie można, że spraw rodzinnych się nie wyciąga, ale żaden z nich nie poszedł do pana Kaczyńskiego i nie powiedział: słuchaj, przekroczyłeś granicę - wyznaje Dorn i dodaje tajemniczo: - Postaram się, żeby do czasu układania list ten mechanizm życia partyjnego się zmienił.
Źródło: "Polska", APTN