- Uznaliśmy w wąskim kierownictwie partii, że pewne rzeczy, jak to się kiedyś mówiło, muszą być trzymane przy orderach. Decyzja była podjęta już dawno temu i było jasne, że ma być ogłoszona 11 listopada - tak Jarosław Kaczyński odniósł się do spekulacji, że wskazanie kandydata PiS-u na prezydenta tuż przed wyborami samorządowymi ma przykryć tzw. aferę madrycką.
Na pytanie, dlaczego to Andrzej Duda, a nie Jarosław Kaczyński został kandydatem partii na prezydenta RP, prezes PiS odparł, że "woli być premierem".
"Nie można łączyć funkcji"
- Nie ma obowiązku kandydowania na prezydenta. Ja z różnych względów wolałbym być premierem. A nie można łączyć tych stanowisk, więc jeśli miałbym wybierać między tymi funkcjami, to wolę funkcję premiera - tłumaczył.
Kaczyński dodał, że wierzy, że Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory. - Mamy szansę i wygramy, wobec tego nie kandyduję na to stanowisko (prezydenta - red.), tylko będę zabiegał o to drugie - podkreślił.
"Plan maksimum"
Zapytany o szanse Andrzeja Dudy w walce z obecnym prezydentem Bronisławem Komorowskim odpowiedział, że nie wiadomo jeszcze, czy ten drugi będzie ubiegał się o reelekcję. - Cały czas mówi, że nie podjął decyzji. Może prezydent nie chce wystąpić jako kandydat Platformy, tylko niezależny. A jeśli chodzi o poparcie, to mniej więcej w takiej samej odległości od wyborów, chodzi o czas, mój świętej pamięci brat miał poniżej 10 procent poparcia, a mimo to potem wygrał - przypomniał.
Dodał, że Prawo i Sprawiedliwość ma tylko jeden plan na nadchodzące wybory. - Nie ma planu minimum, jest tylko plan maksimum - zaznaczył.
Autor: eos//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24