Przyczyną śmierci ośmiolatki było utonięcie - wstępnie ustalili biegli. Ciało dziewczynki nurkowie znaleźli w kabinie zatopionej łodzi na głębokości 30 metrów. Motorówka zatonęła w sobotę na jeziorze Tałty (województwo warmińsko-mazurskie). Śledztwo w tej sprawie wszczęła prokuratura.
O wstępnych wynikach sekcji zwłok ośmioletniej dziewczynki poinformowała we wtorek prokurator rejonowa z Mrągowa Bogusława Pidsudko-Kaliszuk. Jak przekazała, biegli wstępnie ustalili, że przyczyną śmierci dziecka było utonięcie.
Do wypadku doszło w sobotę (18 czerwca) przed godziną 14 na jeziorze Tałty. Motorówką płynęło siedem osób: cztery osoby dorosłe i troje dzieci. Ze wstępnych, opartych na zeznaniach świadków, ustaleń policji wynika, że łódź płynęła bardzo szybko i prawdopodobnie została uderzona boczną falą innej jednostki.
Ciało ośmiolatki nurkowie znaleźli po wielu godzinach poszukiwań w kabinie zatopionej łodzi.
Śledztwo prokuratury
W poniedziałek Prokuratura Rejonowa w Mrągowie wszczęła śledztwo w kierunku spowodowania wypadku w ruchu wodnym. Artykuł 177 paragraf 2 Kodeksu karnego mówi, że jeżeli następstwem zdarzenia - tak jak w tym przypadku - jest śmierć innej osoby albo ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
- Z naszych ustaleń wynika, że łódź została wypożyczona z wypożyczalni. Sternikiem był 41-letni mężczyzna, który nie posiadał uprawnień do prowadzenia tego typu łodzi. Był trzeźwy. Tak jak zresztą i pasażerowie - mówiła w rozmowie z portalem tvn24.pl Bogusława Pidsudko-Kaliszuk, szefowa mrągowskiej prokuratury.
Czytaj także: Prawnik: prowadzić większą łódź może osoba posiadająca patent, ale wypożyczyć taką motorówkę może każdy
Na pytanie, czy właściciel ma obowiązek sprawdzać, czy osoba, której wypożycza łódź, ma uprawnienia, odpowiedziała, że nie ma takiego obowiązku.
- Niemniej właściciel łodzi powiedział podczas przesłuchania, że zapytał dwóch mężczyzn, którzy do niego przyszli, czy mają uprawnienia. Stwierdził, że ci zapewniali go, iż mają uprawnienia - mówiła prokurator.
Z ustaleń prokuratury wynika też, że osoby, które były na łodzi, nie miały na sobie kapoków. - Tak mówili zarówno świadkowie, jak i sami uczestnicy rejsu. Właściciel łodzi powiedział natomiast, że łódź była wyposażona w kapoki - zaznaczała Pidsudko-Kaliszuk.
Dodała, że na razie nie zostało to potwierdzone, bo motorówka wciąż znajduje się na dnie jeziora. Zapowiada, że gdy motorówka będzie już wyłowiona, zostanie sprawdzony również jej stan techniczny.
Na razie śledztwo jest na wstępnym etapie. Prowadzone jest nie przeciwko konkretnej osobie czy osobom, ale w sprawie. Nikt nie usłyszał zarzutów.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: policja w Mrągowie