- Jestem pewna, że to nagranie zostało zmanipulowane - mówi TVN24 Danuta Olewnik, siostra zamordowanego Krzysztofa. Chodzi o zapis rozmowy z 75. dnia po porwaniu, w którym jej brat miał instruować porywaczy, jak rozmawiać z rodziną. Danuta Olewnik stanowczo zaprzecza, że jej brat mógł sfingować swoje porwanie.
Portal tvn24.pl dotarł do treści rozmowy, podczas której Krzysztof Olewnik 75 dni po swoim zniknięciu wydaje instrukcje jednemu ze swoich oprawców, co ten ma mówić jego rodzinie. "Niech Jacek z Iwoną jadą" - mówi młody Olewnik i dokładnie te słowa przekazuje za chwilę porywacz, rozmawiając z rodziną Olewnika. Rozmowa odbyła się w styczniu w Warszawie, kiedy biznesmen miał być więziony przez porywaczy w Kałuszynie. Nagranie stało się punktem wyjścia do ponownego zbadaniu tezy o samouprowadzeniu. Śledczy wątpią, czy Krzysztof Olewnik został porwany w nocy 27 października 2001 roku ze swojego domu w Świerczynku pod Drobinem. Wyjaśniają kilka wątków podważających oficjalną wersję o uprowadzeniu. Według prokuratury ma z nich wynikać, że porwanie mogło zostać upozorowane.
Kto to powiedział?
Danuta Olewnik mówiła w TVN24, że zna to nagranie od wielu lat. - To jest nagranie z 10 stycznia 2002 roku. Ja siostra, szwagier i mąż odsłuchaliśmy tego. Tam chodzi o jedno zdanie, które udało sie nagrać - mówiła podkreślając, że to nie jest głos jej brata.
- Ten głos wtedy przypominał mi kogoś. Powiedziałam kogo i policja to sprawdziła. Powiedzieli, że jest podobny, ale to nie ten. Potem, w latach 2007-2008 była sprawa w Płocku, gdzie byli już oskarżeni. Jak odezwał się (Sławomir) Kościuk (jeden z porywaczy, skazany na dożywocie, popełnił samobójstwo w więzieniu - red.), to przypomnieliśmy sobie, że ten głos z nagrania był właśnie taki powolny i nijaki. Chcieliśmy porównać go z głosem Kościuka. Poprosiłam sąd o odtworzenie nagrania, ale prokuratura powiedziała, że go nie ma. Jestem zdziwiona, że po 10 latach wraca, że cudownie ocalało - opowiada Olewnik.
Według niej to nagarnie zostało zmanipulowane. - Jestem tego pewna. Jeśli biegli ich nie pomylili i twierdzą, że to głos Krzysztofa, to to jedno zdanie mogło być sfingowane i zmanipulwoane - podkreśliła.
"Będę siedziała na ławie oskarżonych"
Pytana, kto i dlaczego miałby to robić, powiedziała: Nie wiem. Jestem w szoku. - Także po tym, jak o 6 rano miałam nalot na dom - dodała odnosząc się do przeszukania, które 17 października w domach rodziny Olewników przeprowadzili prokuratorzy i policjanci.
- To ja po to robiłam tyle szumu, poświęciłam życie, czas i pieniądze, żeby teraz dołączyć do grona osób, które stoją za uprowadzeniem? - pytała. Bo według niej dojdzie właśnie do tego. - Jestem przekonana, że tak się to skończy. Mamy powody, mogę czuć, że będę siedziała na ławie oskarżonych - powiedziała.
Wzajemne oskarżenia
Danuta Olewnik podkreśliła, że nie dopuszcza myśli, że jej brat sfingował porwanie. - To jest niemożliwe, tak jak to, że my mu pomagaliśmy - mówiła.
Odnosząc się do starań prokuratury o kasetę z monitoringu przy domu, nagraną w noc porwania, powiedziała: Nie było wtedy monitorigu, założyliśmy go dwa lata po uprowadzeniu. Nie mogą szukać nieistniejącej kasety, tym bardziej, że świadkowie też mówili, że nie było tam kamer - powiedziała. - Jeśli prokuratura twierdzi, że był monitoring, to ja mówię, że policjanci, którzy przybyli na oględziny następnego dnia po porwaniu, zdjęli go i zabrali kasetę, żeby kryć swoich kolegów po fachu, którzy uprowadzili Krzysztofa - dodała.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24