- Ja w ogóle nie mam poczucia, że to jest naprawdę. Nie wierzę w ani jedno słowo, które pada ze strony polityków, zarówno z jednej jak i trochę też z drugiej strony - powiedział Jerzy Stuhr, aktor i profesor sztuk teatralnych w "Tak jest" TVN24. Gość programu komentował bieżącą sytuację polityczną oraz odniósł się do napięć, jakie utrzymują się pomiędzy obozem rządzącym a prezydentem Andrzejem Dudą.
Zapytany, czy nie zmienił zdania o prezydencie kiedy ten przeciwstawił się partii rządzącej, między innymi wetując ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, odparł: - Ja w ogóle nie mam poczucia, że to jest naprawdę - mówił, odnosząc się do zatarć prezydenta z rządem.
- Najgorsze jest to, że ja w ogóle straciłem wiarę. Nie wierzę w ani jedno słowo, które pada ze strony polityków, zarówno z jednej jak i trochę też z drugiej strony - dodał, komentując potyczki pomiędzy politykami opozycji i partii rządzącej. Podkreślił też, że jest to "jego największy ból".
"Nie chcę uczestniczyć w intrygach władzy"
- Dzisiaj słyszę jedno, a jutro jakieś inne zdanie, ktoś zaprzecza, ktoś się kłóci. Nie chce mi się uczestniczyć w takich brudnych intrygach władzy. Bo władza ciągle zmusza mnie do oglądania i słuchania intryg, które się między nimi dzieją - podkreślał. Zaznaczył, że w związku z tym "ciężko mu mieć powagę dla tej władzy".
Aktor odniósł się także do roli kultury w życiu społecznym oraz do kwestii cenzury w teatrze. Zaznaczył, że teatr zawsze był niszą, którą władza interesowała się w niewielkim stopniu. Zdaniem aktora, "środowisko teatralne daje o wiele więcej swobody". - Z wieloletnich doświadczeń wiem, że ten rodzaj "wentylu" jakim jest teatr, był zawsze szerszy - stwierdził.
Pytany był także o to, czy ludzie kultury powinni zająć się łagodzeniem napięcia, wywoływanego przez polityków opozycji i partii rządzącej. - Nie. Rolą kultury jest prowokowanie. Może bardziej rolą sztuki, nie kultury, jest stawianie ostrych pytań. Zmuszanie do dyskusji, weryfikacja poglądów, bunt - podsumował.
"Pozbywanie się takich ludzi jest ogromną stratą"
Jerzy Stuhr komentował także sprawę odwołania Magdaleny Sroki z funkcji dyrektora Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
"Działając na podstawie przepisów artykułu 14 ust. 6 w zw. z art. 10 ust. 1 ustawy z dnia 30 czerwca 2005 roku o kinematografii (Dz. U. z 2016 r., poz. 438, z późn. zm.), po zasięgnięciu opinii Rady Programowej Polskiego Instytut Sztuki Filmowej, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego odwołał Magdalenę Srokę z funkcji dyrektora Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej" - napisano w oświadczeniu ministerstwa, opublikowanym 9 października bieżącego roku.
Minister kultury Piotr Gliński odwołał ją ze stanowiska przed upływem kadencji. Podane w komunikacie resortu przyczyny to "naruszenie podstawowych obowiązków" i "naruszenie przepisów prawa". Decyzja została podjęta mimo negatywnej opinii rady programowej Polskiego Instytut Sztuki Filmowej i protestów filmowców.
Stuhr pytany był między innymi o to, jakiego rodzaju zmiana może przynieść ze sobą ta decyzja.
- Nie zauważymy tych zmian od razu. Ale jedno jest pewne, bardzo cenne jest wykształcenie pewnych ludzi, którzy obejmują kierownicze stanowisko - powiedział. Dodał, że "wchodząc w to środowisko, trzeba się bardzo długo uczyć".
- Pozbywanie się takich ludzi jest ogromną stratą - skwitował. - Bo nawet jeśli przyjdzie na to miejsce ktoś, kto powiedzmy będzie miał trochę inne poglądy, to zanim on się nauczy tej polityki oceniania scenariuszy i ich dofinansowania, upłynie dużo czasu - zaznaczył. - Także tutaj jest to dla mnie okropnie przykre - dodał.
Autor: jz/sk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24