- Ustawa o BOR nie daje możliwości, by głowa państwa nie była chroniona - tak były szef WSI, gen. Marek Dukaczewski skomentował w programie "Kropka nad i" zapowiedź Lecha Kaczyńskiego, że podczas wizyty w Azji zrezygnuje z opieki BOR. - Może dojść do sytuacji, że gospodarze nie zgodzą się na wizytę prezydenta bez ochrony, bo wtedy odpowiedzialność za jego bezpieczeństwo spada na nich. To byłby precedens - ocenił natomiast gen. Sławomir Petelicki.
Gen. Dukaczewski, przypomniał, że "obowiązek ochrony głowy państwa ciąży na Biurze Ochrony Rządu". W związku z tym - mówił - nie ma możliwości, by prezydent zrezygnował z opieki funkcjonariuszy BOR. - Chyba, że Lech Kaczyński stanie się osobą prywatną - dodał.
"W Gruzji roiło się od błędów"
Obaj generałowie skrytykowali postępowanie zawieszonego obecnie w pełnieniu obowiązków szefa ochrony prezydenta Krzysztofa Olszowca, podczas incydentu gruzińskiego.
Jeśli ochrona miejscowa miała zapewniać bezpieczeństwo polskiemu prezydentowi, to jest to absolutny błąd. gen. Sławomir Petelicki
- To wina szefa ochrony, że pozwolił, by prezydent udał się w tak niebezpieczny rejon - uważa gen. Sławomir Petelicki, twórca GROM. Jego zdaniem, w przebiegu gruzińskiej wizyty prezydenta "roiło od błędów". - Jeśli ochrona miejscowa miała zapewniać bezpieczeństwo polskiemu prezydentowi, to jest to absolutny błąd - ocenił.
Za niezrozumiałą gen. Petelicki uznał sytuację, gdy niespodziewanie zmieniono program wizyty Lecha Kaczyńskiego. - Wszystkie trasy wcześniej się sprawdza i uzgadnia. To jest dla mnie niepojęte. Nie ma takich precedensów, żeby prezydent jechał w nieznane - oburzał się gen. Petelicki. Przypomniał, że oficer, który powinien siedzieć obok prezydenta (podczas incydentu w Gruzji na tym miejscu siedziała tłumaczka) oprócz ochrony, ma obowiązek udzielić głowie państwa pierwszej pomocy, gdyby zaszła taka potrzeba.
"To nie prezydent ocenia, jak się go ochrania"
Jest to niedopuszczalne, by ochrona głowy państwa podróżowała osobnym samochodem. gen. Marek Dukaczewski
Z krytyczną opinią gen. Petelickiego zgodził się gen. Marek Dukaczewski. - Jest to niedopuszczalne, by ochrona głowy państwa podróżowała osobnym samochodem - stwierdził. Jak dodał, "to nie prezydent ocenia jak się go ochrania, bo są zasady, od których się nie odstępuje".
Dukaczewski zwrócił uwagę na całkowity brak kontaktu szefa ochrony z prezydentem, podczas gdy padły strzały. Przypomniał, że Olszowiec tłumaczył, iż próbował skontaktować się z prezydentem, ale ten nie odbierał telefonu. Tymczasem Lech Kaczyński wyjaśniał, że w miejscu zdarzenia nie było zasięgu. - To powinno być wyjaśnione - uznał Dukaczewski.
"Daliśmy Rosji ciężka amunicję"
Wśród rażących błędów ochrony wymienił też fakt, że obaj prezydenci Polski i Gruzji wysiedli z samochodu sami. – Tak nie może być, najpierw wysiada oficer, sprawdza bezpieczeństwo i dopiero otwiera drzwi prezydentowi - tłumaczył.
Dukaczewski ocenił także, że stwierdzeniem, iż konwój prezydencki ostrzelali Rosjanie "daliśmy Rosji ciężką amunicję". Przypomniał, że w raporcie - jak wynika z przecieku - ta hipoteza nie znajduje realnego uzasadnienia.
mon//kdj
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24