Wygraną w kieszeni i to w pierwszej turze ma Jacek Karnowski. To oznacza, że będzie rządził Sopotem przez kolejnych pięć lat - już po raz szósty z rzędu. Materiał programu "Polska i Świat".
Lubi góry, na szczyty wspina się hobbystycznie, wieczór wyborczy zorganizował w góralskiej restauracji.
Politycznie w samorządzie na szczycie jest od lat. On sam i jego polityczni przyjaciele mówią o nim "sołtys". I nie mieli wątpliwości, że ze szczytu trudno będzie jego i jego ekipę strącić.
- Ludzie głosują na nich, bo dobrze rządzą, są blisko ludzi, podejmują dobre decyzje - wskazuje Bogdan Borusewicz, wicemarszałek Senatu z Platformy Obywatelskiej.
Prezydent-weteran
Jacek Karnowski wygrał w Sopocie po raz kolejny w pierwszej turze, z wynikiem niemal 60-procentowym. Konkurenci nie osiągnęli nawet 20 procent.
Do ratusza w słynnym polskim kurorcie przychodzi dzień w dzień od 28 lat. Przez pierwsze osiem przychodził jako wiceprezydent, a teraz już od 20 lat nieprzerwanie rządzi sam.
Pierwszy raz wybrany jeszcze przez radę miasta, potem, w wyborach bezpośrednich, wygrywał w cuglach niemal zawsze w pierwszej turze. Z wyjątkiem wyborów w 2010 roku po tak zwanej aferze sopockiej, kiedy korupcję zarzucał mu miejscowy biznesmen.
Sprawa przetoczyła się przez sądy wszystkich instancji. Ostatecznie w styczniu tego roku, po dziewięciu latach, Sąd Najwyższy oddalił kasację.
Niespełniona obietnica
W związku z korupcyjnymi zarzutami, w 2009 roku Sopocianie głosowali za odwołaniem Karnowskiego w referendum. Prezydent jednak przetrwał. Frekwencja dopisała, większość była przeciw odwołaniu. Choć w kampanii referendalnej - co mu dziś wypominają niektórzy mieszkańcy - pokusił się o obietnicę.
- Obiecał, że jeśli my go poprzemy to nie będzie startował w roku 2010. Myśmy go poparli, a on powiedział: zmieniam zdanie - przypomina Ryszard Kajkowski, z Republiki Sopot.
- Była taka obietnica w trudnej sytuacji, ale potem jednak mieszkańcy sami to wyperswadowali i poddałem się takim ocenom – tłumaczy Karnowski.
Krytycy tego nie zapominają. Ruch miejski Kocham Sopot, który powstał przed dekadą, w radzie miasta jest w opozycji. Wystawił swoją kandydatkę.
"Miasto to nie jest folwark"
Grażyna Czajkowska wielkim inwestycjom, którymi chwali się prezydent, przeciwstawia sprawy pozornie przyziemne. Ale dla mieszkańców istotne.
Hałas, czasem brud, w nocy imprezy, w dzień brak ławek, toalet jak na lekarstwo, brak oznakowania, gdzie co jest i jak dojść. I - jak na Placu Przyjaciół Sopotu - za dużo betonu, za mało zieleni. Wszystkie konsekwencje tego, że Sopot to magnes na turystów. A mieszkańcy - zdaniem radnej Czajkowskiej - mają tego czasem dość. Tylko, że prezydent ponoć nie słucha.
- Miasto to nie jest folwark, którym zarządza jedna osoba. Samorząd to wspólnota mieszkańców i zarządzający miastem powinien brać pod uwagę głos mieszkańców – twierdzi Czajkowska.
Karnowski zarzeka się, że rozmawia. Ale dla inaczej myślących to niełatwy partner do negocjacji. - Jeżeli ktoś zaczyna kopać po kostkach, to ja też jestem Kaszubem - przypomina.
Sukcesy i porażki
Prezydent Sopotu to menedżer i polityk, który nie zawsze wsłuchuje się cierpliwie w głosy krytyki. Przeciwnicy chwalą go za wykorzystanie spodków unijnych - ponad 200 milionów. Ale ganią za dług.
- Ergo Arenę finansował pół na pół z miastem Gdańsk - Sopot 250 milionów, Gdańsk 250 milionów. Tylko problem w tym, że nasz budżet to 250 milionów, a Gdańska 2,7 miliarda – zauważa Kajkowski.
- Ja jestem ekonomista i zadłużanie się jest czyś normalnym. Jeszcze nikt nie zakazał działalności bankowej – odpowiada Karnowski.
Ci, co mają apetyt na jego fotel, życzą mu awansu do Sejmu lub Brukseli. Ale będą musieli poczekać co najmniej 5 lat, bo prezydent nigdzie się nie wybiera.
Autor: momo / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24