- Powodem odwołania dyrektora Instytutu Reumatologii jest próba wywołania emocjonalnego szantażu, zasłanianie się pacjentami w negocjacjach z Narodowym Funduszem Zdrowia - powiedział wiceminister zdrowia Sławomir Neumann. Rano Instytut wydał oświadczenie, że od 3 grudnia planuje zawieszenie zapisów pacjentów na rok 2013.
Dyrektor Instytutu Reumatologii w Warszawie Andrzej Włodarczyk został dziś odwołany ze stanowiska przez ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Jako pierwszy informcję o tym podali dziennikarze Faktów TVN.
P.o. dyrektora Instytutu została Elżbieta Grynszapnowicz dotychczas zastępczyni dyrektora ds. ekonomiczno-finansowych w placówce.
To był szantaż
Po południu decyzję ministra tłumaczył jego zastępca Sławomir Neumann. Mówił, że Włodarczyk próbował "szantażu" w negocjacjach z NFZ nt. przyszłorocznego kontraktu.
- Negocjacje IR jeszcze się nie zakończyły i pan dyrektor stwierdził, że jest to okazja do pokazania NFZ-owi, że można pacjentami zagrać i starać się o wyższy kontrakt. To jest rzecz dla nas nie do przyjęcia - stwierdził Neumann.
- To jest najgorsze z rozwiązań. Osoba zarządzająca jakąkolwiek jednostką, poza wszystkimi przymiotami, musi też mieć wyobraźnię i wiedzieć, jak takie działania wpływają na pacjentów. Oni (władze szpitala - red.) są dla pacjentów, a nie swojego widzimisię i rozgrywek - tłumaczył wiceminister zdrowia.
Neumann zwrócił uwagę na to, że w oświadczeniu przesłanym do ministerstwa zdrowia w środę przed północą rzecznik Instytutu Reumatologii stwierdził, iż z powodu bardzo nieskiego kontraktu zaproponowanego przez NFZ na przyszły rok, dojdzie do wstrzymania przyjęć od 3 grudnia.
- Tak więc nie chodziło o jeszcze trwający rok i zagrożenia przyjmowania pacjentów dzisiaj nie było. Pomysł na wstrzymanie przyjmowania pacjentów jest typowo szantażowym - powtórzył Neumann.
Zarzut "niezgodny ze stanem faktycznym"
Dyrektor Andrzej Włodarczyk zapowiedział, że odwoła się od decyzji ministra Bartosza Arłukowicza do sądu pracy.
- W dniu dzisiejszym wręczono mi dokument, że zostałem odwołany ze stanowiska - powiedział Włodarczyk. Jak dodał, w uzasadnieniu zwolnienia postawiono mu zarzut, że "jego działania i decyzje w zakresie kierowania Instytutem spowodowały zaburzenia w ciągłości funkcjonowania Instytutu, w tym nieprzerwanego udzielania świadczeń zdrowotnych dla pacjentów".
- Postawiony mi tu zarzut i uzasadnienie są niezgodne ze stanem faktycznym - tłumaczył dyrektor.
Instytut poinformował dziś rano w swoim oświadczeniu, że od poniedziałku 3 grudnia zawiesi zapisy pacjentów na 2013 r. a oprócz tego planuje także ograniczenie bieżących przyjęć pacjentów. Od teraz przyjmowane będą wyłącznie przypadki zagrażające życiu i zdrowiu - podano w oświadczeniu.
- Na spotkaniu z kierownikami klinik podjęliśmy decyzję, że w obecnej sytuacji finansowej Instytutu rozważamy możliwość wstrzymania przyjęć planowych od poniedziałku - mówił Włodarczyk. - W żadnym momencie nie powiedziałem kategorycznie, że coś zawieszamy - precyzował.
Podkreślał, że ograniczenie przyjęć nie będzie dotyczyło dzieci, bo "są wyjątkowymi pacjentami".
Dyrektor chciał premii
Włodarczyk mówił, że kontrakt Instytutu jest o wiele niższy niż innych tego typu szpitali. Ocenił, że przy takim kontrakcie nie da się zbilansować działalności Instytutu, w związku z tym był on zadłużany przez jego poprzedników. Dodał, że wystąpił do NFZ o zwiększenie kontraktu oraz do ministra zdrowia o pomoc w negocjacjach. Podkreślił, że doprowadził Instytutu do "niezłych wyników finansowych". Dodał, że gdyby NFZ zapłacił nadwykonania, to Instytut byłby "na niewielkim plusie".
Według władz placówki suma należności NFZ za nadwykonania w drugim półroczu 2011 wyniosła 561 tys. złotych, w pierwszym półroczu 2012 - 1 mln 331 tys., natomiast w drugim półroczu bieżącego roku 3 mln 341 tys. zł.
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz poinformował tymczasem w czwartek, że Włodarczyk od kilku miesięcy zwracał się do MZ o przyznanie mu premii za zarządzanie placówką.
Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP w źródłach zbliżonych do MZ, chodziło o dwa wnioski o przyznanie premii uznaniowej, które Włodarczyk uzasadniał działaniami, podejmowanymi przez niego w celu poprawy sytuacji w Instytucie Reumatologii. Według źródła PAP minister nie przychylił się do tych wniosków, uznając - po przeanalizowaniu sytuacji Instytutu - że jego sytuacja finansowa nie daje podstawy do przyznania premii. W tej sytuacji, po zapowiedzi ograniczenia przyjęć pacjentów, Arłukowicz podjął decyzję o odwołaniu Włodarczyka.
- W sprawie premii pisałem trzykrotnie. Raz do minister Ewy Kopacz, która uznała moje argumenty i przywróciła mi premię; dwukrotnie do ministra Arłukowicza. Uważam, że w państwie prawa stosowanie odpowiedzialności zbiorowej jest czymś nie do przyjęcia, a wobec mnie taką zbiorową odpowiedzialność zastosowano - powiedział dziennikarzom Włodarczyk. Dodał, że odebrano mu premię, bo Instytut miał zadłużenie spowodowane jeszcze przez jego poprzedników.
45 mln zł długów
Rzecznik Instytutu Marek Stankiewicz mówił przed południem w TVN24, że obecne zobowiązania placówki wynoszą ok. 45 mln złotych.
W wydanym komunikacie podkreślał, że "wstrzymanie zapisów pacjentów skierowanych na leczenie do naszego Instytutu jest skutkiem propozycji przyszłorocznego kontraktu z NFZ o dramatycznie niskiej wartości, która prowadzi wprost do bankructwa Instytutu i naraża naszych chorych na dodatkowe cierpienie, stres i niepewność".
- Fundusz nie powinien twierdzić, że Instytut jest źle zarządzany. Nie powinien podnosić tego argumentu, tylko pochylić się nad twardymi danymi - tłumaczył Stankiewicz TVN24.
Autor: abs/adso//kdj/bgr / Źródło: TVN24, tvn24.pl, PAP