Jeździ przed pracą, po pracy, w weekendy, a także w nocy i kontroluje pasażerów. Mowa o Kazimierzu Bergerze, dyrektorze rybnickiego Zarządu Transportu Zbiorowego. Namierzanie gapowiczów to jego hobby.
Większość pasażerów komunikacji miejskiej w Rybniku nie ma pojęcia jaki naprawdę urząd pełni sprawdzający ich bilety "kanar". W związku z tym dochodzi czasem do zabawnych sytuacji. - Pewna pani powiedziała mi, że daremnie piszę mandat, bo ona jest koleżanką dyrektora Bergera i będę miał kłopoty, jeżeli ona mu powie, że ją spisałem - opowiada kontroler/dyrektor Berger.
Pasażerowie podzieleni, rodzina pogodzona
Rybniczanie zdanie mają podzielone na temat hobby szefa ZTZ. Jedni mówią, że to nadgorliwość, inni, że każdy w wolnym czasie może robić co mu się podoba. - To dobrze, wie jak sprawa stoi - chwali jedna pasażerka. Inna dodaje, że przecież nigdzie nie jest powiedziane, że dyrektor musi siedzieć za biurkiem.
Nawet rodzina już nie zgłasza pretensji. - Przyzwyczaili się, że mam taki nieregularny tryb pracy i nawet byliby zdziwieni, gdybym szybciej wrócił do domu - śmieje się Kazimierz Berger.
Opłaca się
Hobby dyrektora przynosi wymierne korzyści. W autobusie, który wytypował do kontroli, na 40 pasażerów, 12 jechało bez biletu. Plaga gapowiczów to jedno, a źródło dochodów dla firmy to drugie.
- Nie mogę powiedzieć ile tracimy. Wiem jednak, że co roku na oszustach zarabiamy około miliona złotych - zdradza Berger.
Dlatego nie przeszkadza mu nazywanie go "kanarem", a taka praca po godzinach to - jak mówi - świetny sposób na odreagowanie dyrektorskich stresów.
Źródło: Fakty TVN