Histeryczna bitwa o dziecko

Dziecko w rękach dorosłych
Dziecko w rękach dorosłych
Źródło: TVN24

W atmosferze histerii, strachu, przekleństw i wyzwisk, przy udziale kuratorów, pracowników socjalnych i tłumu sąsiadów policjanci wynosili z domu 10-letniego chłopca. Dlaczego? Bo jego rodzice nie mogli w inny sposób porozumieć się, co do opieki nad synem.

Chłopca wyrywało sobie z rąk kilkanaście osób. Po jednej stronie matka i jej rodzina. Po drugiej ojciec w towarzystwie policjantów, kuratorów i pracowników socjalnych. Akcja zakończyła się "sukcesem". Zawinięty od stóp po głowę w koc chłopak z pomocą taty trafił do samochodu.

Dlaczego doszło do tych dramatycznych scen? Na czas procesu rozwodowego 10-latek miał trafić pod opiekę ojca. Ale przez dwa lata jego matka skutecznie uniemożliwiała realizację sądowego wyroku. Syna próbowano odebrać jej cztery razy. W końcu pod drzwiami stanął kurator i policjanci. Rozpoczęła się realizacja wyroku. Na zdjęciach słychać przekleństwa i wyzwiska.

"Dla dobra dziecka"

Widać histerię dorosłych. Zobaczyć nie można tylko jednego - twarzy zawiniętego w koc chłopca.

Rozmowy przedstawicieli sądu, przedstawicieli PCPR po to aby kobieta dobrowolnie i bez żadnych ekscesów oddała dziecko trwały półtorej godziny. Romuald Piecuch, policja w Poznaniu

Dorośli nie mają sobie jednak nic do zarzucenia. Ojciec tłumaczy, że proponował matce, by przygotować chłopca na ten moment. Zaznacza, że chciał by wziął w tym udział psycholog i sugerował, że na czas pracy dziecka z psychologiem on zgodzi się przesunąć termin odebrania 10-latka. Matka nie chciała i do końca próbowała zablokować jego wyjazd. - Ja działam w kierunku jego dobra, niezależnie od tego co się wydarzyło, chciałam dobra dziecka - tłumaczy dzisiaj.

Nikt nie chciał

Finał walki o chłopca można obejrzeć w internecie. Drastyczny film trwa trzy minuty. Wszyscy – począwszy od sądu, kuratorów, przez pracowników socjalnych a skończywszy na policji przekonują jednak, że nie powinno i nie musiało dojść do tamtych scen. Dlaczego się nie udało? Nie wiadomo.

Nie zgadzam się z tym, że obdarto mnie z godności mojej jako kobiety, matki i strasznie przeżywam to, że mój mąż mógł coś takiego dziecku zafundować. Iwona Mokracka, matka chłopca

- Rozmowy przedstawicieli sądu, przedstawicieli PCPR po to, aby kobieta dobrowolnie i bez żadnych ekscesów oddała dziecko trwały półtorej godziny - tłumaczy Romuald Piecuch z policji w Poznaniu. - Ta decyzja została wydana po jednoznacznej opinii biegłego - dodaje Jarema Sawiński, rzecznik poznańskiego Sądu Okręgowego.

Matka się z nią nie zgadzała. Wielokrotnie odwoływała się od decyzji sądu. Za każdym nieskutecznie. W końcu wyrok się uprawomocnił. Mimo to Iwona Mokracka ciągle powtarza: - Nie zgadzam się z tym, że obdarto mnie z godności mojej jako kobiety, matki i strasznie przeżywam to, że mój mąż mógł coś takiego dziecku zafundować.

Po jej stronie są mieszkańcy Kobylej Góry z wójtem i proboszczem włącznie. Po stronie ojca jest prawo. Czy wszyscy ci ludzie stoją też po stronie dziecka? - Dla niego idealnie jest jeśli rodzice - nawet jeśli się rozwodzą - potrafią się porozumieć. Po to, żeby dziecko miało kontakt z jednym i z drugim - podsumowuje Marzena Filipczak z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Kobylej Górze.

Okolice zdarzenia w Zumi.pl

Źródło: tvn24

Czytaj także: