Około 1.30 w nocy, zaledwie kilka godzin przed publikacją w "Rzeczpospolitej" artykułu o trotylu we wraku Tu-154M nr 101 Grzegorz Hajdarowicz, właściciel Presspubliki poinformował o tej publikacji Pawła Grasia. Potwierdził to w czwartek sam rzecznik rządu.
Pytany na konferencji prasowej po obradach rządu, czy do takiej rozmowy doszło, Graś odpowiedział: - W dniu słynnej publikacji w "Rzeczpospolitej", gdzieś o godzinie 1.30 w nocy, więc na kilka godzin przed publikacją, pan Grzegorz Hajdarowicz poinformował mnie, że ukaże się rano wydanie tej gazety, w którym jest artykuł z zawartą tezą, iż na miejscu katastrofy znaleziono, wykryto ślady materiałów wybuchowych, że mieli tego dokonać polscy eksperci i że rzekomo ta teza potwierdzona jest również przez prokuraturę. Jak zaznaczył rzecznik rządu, "przyjął tę informację do wiadomości" i powiedział Hajdarowiczowi, że rząd ustosunkuje się do sprawy po zapoznaniu się z treścią artykułu oraz oficjalnym stanowiskiem Prokuratury Generalnej i prokuratury prowadzącej śledztwo.
Dodał, że z redaktorem naczelnym "Rz" Tomaszem Wróblewskim nie rozmawiał "chyba nigdy" - "ani tego, ani żadnego innego dnia".
Również sam Wróblewski w rozmowie z portalem dziennik.pl zaprzeczył, by brał udział w spotkaniu z Pawłem Grasiem. Dodał jednak, że do spotkania rzecznika rządu z wydawcą "Rzeczpospolitej" mogło dojść. - Z tego, co mówił prezes Hajdarowicz, to on się spotkał w środku nocy z Pawłem Grasiem - stwierdził były redaktor naczelny "Rz".
O tym, że przed opublikowaniem przez "Rzeczpospolitą" tekstu o trotylu we wraku tupolewa, Graś miał się spotkać z Hajdarowiczem i Wróblewskim mówił w radiu RMF FM były szef CBA, obecnie poseł PiS Mariusz Kamiński. We wtorek poseł PiS Marcin Mastalerek skierował do rzecznika rządu interpelację poselską, w której pyta go, czy w okresie bezpośrednio poprzedzającym opublikowanie artykułu spotkał się Hajdarowiczem i Wróblewskim.
Seremet radził poczekać na komentarz prokuratury
Z kolei Andrzej Seremet, pytany w czwartek o swoje spotkanie z byłym już redaktorem naczelnym "Rz" Tomaszem Wróblewskim przed publikacją, powtórzył: - Odniosłem wrażenie, że charakter tego spotkania polega na tym, że redaktor Wróblewski, w imię racji stanu - bo takiego pojęcia użył - informuje mnie, że taki materiał będzie publikowany.
Jak mówił, potwierdził Wróblewskiemu, że prokuratura ma "pewne informacje wskazujące, iż narzędzia pomiarowe wykazały jakieś materiały, które nie muszą być wybuchowymi, a przede wszystkim nie wskazują na to, że tam miał miejsce jakiś wybuch".
Seremet - jak zapewniał - podkreślił, żeby tego rodzaju informacji "nie publikować bez komentarza prokuratury". - Z taką prośbą się zwracałem i odniosłem wrażenie, że redaktor (Wróblewski - red.) to aprobuje i że zwróci się do nas ze stosownym pytaniem, na które otrzyma stanowisko tak szybko, jak to możliwe - mówił prokurator generalny. - I wtedy uniknęlibysmy tego trzęsienia ziemi, jakie miało miejsce we wtorek - dodał. Pytany o jego spotkanie z premierem w tej sprawie, wyjaśnił, że było to konieczne, gdyż to właśnie szef rządu odpowiada m.in. za relacje międzynarodowe. - A nie łudźmy się, ta sprawa ma również reperkusje w skali czy realcjach międzynarodowych - stwierdził. Poza tym - jak mówił - uznał, iż Donald Tusk powinien wiedzieć, że "taka informacja bez komentarza prokuratury może się ukazać i że może wywołać określone skutki społeczne".
- Dotąd prokuratorzy nie znaleźli żadnego śladu, który mógłby uzasadniać tezę wybuchu - zapewnił.
Premier: Wszystko już powiedziałem
W trakcie czwartkowej konferencji dziennikarka "Gazety Polskiej Codziennie" zapytała także premiera Donalda Tuska o przebieg jego ostatniej rozmowy z prokuratorem generalnym. Środowa "GPC" napisała bowiem, że Seremet spotkał się z Tuskiem przed publikacją artykułu "Trotyl we wraku Tupolewa". - W tej sprawie już chyba wszystko powiedziałem, co miałem do powiedzenia. Wszystko, co miałem do powiedzenia, przekazałem na konferencji prasowej poświęconej temu tematowi (...). O każdym spotkaniu z prokuratorem generalnym informuję opinię publiczną - odparł Tusk. Pod koniec października szef rządu podał, że prokurator generalny Andrzej Seremet 2 października poinformował go, że w śledztwie ws. katastrofy smoleńskiej wykorzystywana jest nowoczesna aparatura, która ma ewentualnie stwierdzić obecność substancji, w tym substancji wybuchowych. Premier relacjonował wówczas, że Seremet poinformował go, że "badania są w fazie wstępnej i będą wymagały dodatkowych badań i bardzo szczegółowej analizy, że na tym etapie nie można z tych badań wyciągnąć żadnych dalej idących wniosków niż ustalenia do tej pory poczynione przez prokuraturę w trakcie śledztwa".
Trzęsienie ziemi po kontrowersyjnej publikacji
W związku z ubiegłotygodniową publikacją "Trotyl we wraku Tupolewa" Rada Nadzorcza Presspubliki, wydawcy "Rzeczpospolitej", zarekomendowała zarządowi odwołanie redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego, jego zastępcy Bartosza Marczuka, szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego oraz autora tekstu - Cezarego Gmyza. W oświadczeniu Rada oceniła, że "dziennikarze związani z publikacją nie mieli podstaw do stwierdzenia, że we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny", a tekst uznała "za nierzetelny i nienależycie udokumentowany". "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła, że są takie ustalenia. Śledczy wskazali, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych. Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - podkreśliła prokuratura.
Autor: mon//kdj / Źródło: TVN24, PAP, dziennik.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24