- Nie jestem naiwniakiem. Wiem, że jeżeli wystartuję w wyborach, to przegram i to przegram dotkliwie - powiedział w poniedziałek Jarosław Gowin, pytany o swój start w wyborach na szefa PO. Według niego jednak, może to być szansa na przekonanie ludzi PO do wartości konserwatywno-liberalnych.
Gowin w poniedziałek brał udział w debacie zorganizowanej przez stowarzyszenie KoLiber w Krakowie. Pytany był m.in. o swoją przyszłość w PO. Jak mówił były minister, w 2001 roku z poglądami PO zgadzał się w 90 procentach, dzisiaj - w 50 proc. - Ale moje miejsce jest w Platformie po to, aby stoczyć bój, by PO była taka jak w 2001 - mówił. Jak dodał, ten bój "o duszę PO" będzie jego "bojem ostatnim". - Albo zwyciężę, albo polegnę. Jeśli polegnę, znajdę sobie miejsce, żeby realizować wartości konserwatywne - zaznaczył.
"Ani kroku w lewo"
Gowin przyznał, że PO ewoluuje ku centrum. - Nigdy bym się nie spodziewał, że lider mojej partii stanie się socjaldemokratą i że padnie deklaracja woli współpracy z SLD - mówił. Podkreślił, że jego odpowiedź na to brzmi: "ani kroku w lewo". Polityk decyzję o kandydowaniu w wyborach na szefa PO ma ogłosić na przełomie czerwca i lipca. Zaznaczył, że zdaje sobie sprawę ze swoich niewielkich szans, ale chce, by wybory były okazją do "podniesienia sztandaru wartości konserwatywno-liberalnych". - Niezależnie od tego, czy zostanę w PO czy zostanę z niej wypchnięty, będę formułował konserwatywny program - dodał.
Autor: jk/tr/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24