Pan Helmut był starszym, schorowanym i samotnym człowiekiem. "Koledzy" pojawiali się tylko w chwili, kiedy przychodziła emerytura. Wtedy pili razem z nim alkohol. Opieka społeczna chciała umieścić staruszka w DPS-ie, ale tuż przed przeprowadzką zniknął w tajemniczych okolicznościach. Materiał programu "Uwaga TVN".
Dryfującą po rzece Kłodnicy walizkę zauważył taksówkarz. - Zwróciła moją uwagę, by była bardzo wypukła. Zszedłem, postawiłem ją do pionu i odsunąłem zamek. Wysunęła się głowa w niebieskim worku. Było widać siwe włosy - relacjonuje Tomasz Pietrasik. Ofiara miała związane ręce.
Obrażenia
Sekcja zwłok nie odpowiedziała na pytanie, jaka była bezpośrednia przyczyna śmierci pana Helmuta. - Biegła ujawniła jednak na zwłokach otarcia i podbiegnięcia krwawe w okolicach nóg oraz rąk, oraz złamanie siedmiu żeber. Może to świadczyć o tym, że mężczyzna był bity, a także o próbie obrony - podkreśla Joanna Smorczewska z prokuratury okręgowej w Gliwicach.
Mężczyzna miał też duży zanik mięśni. - Najprawdopodobniej był w ostatnim czasie osobą niechodzącą, bądź poruszającą się z dużym trudem - podkreśla pani prokurator.
Opublikowane przez policję w internecie zdjęcia ofiary rozpoznał osiedlowy radny Marcin Ziach, który znał Helmuta K., 76-letniego emeryta mieszkającego na jednym z gliwickich osiedli.
- To był spokojny, mało konfliktowy człowiek. Unikał kontaktu z ludźmi. Przyjaciół raczej nie miał, ale wrogów też nie - mówi Ziach.
Podatny na wpływy "kolegów"
Jak się okazało, pan Helmut był samotnym, starszym i - przez choroby - niesamodzielnym człowiekiem. Wykorzystywali to okoliczni alkoholicy, którzy przepijali emeryturę mężczyzny. - Póki miał pieniądze, to byli i koledzy. Ale po trzech, czterech dniach, jak emerytura się skończyła, już ich nie było - opowiada Lidia Król, która byłą sąsiadką mężczyzny przez 22 lata. - Wszyscy go tu lubiliśmy - dodaje kobieta.
Marcin Ziach podkreśla, że staruszek był bardzo podatny na wpływy korzystających z jego pieniędzy "kolegów".
- Chcieliśmy go umieścić w DPS-ie. Długo się opierał, ale ostatecznie zdecydował się tam przenieść. W dniu przeprowadzki okazało się, że pana Helmuta nie ma, a mieszkanie jest zamknięte na cztery spusty. Podejrzewam, że koledzy mieli na to wpływ. Gdyby pan Helmut przeniósł się do DPS-u, straciliby zarówno miejsce spotkań, jak i dostęp do tej dość solidnej emerytury - podkreśla Ziach.
Szukali przez rok
Również pracownicy ośrodka pomocy społecznej przekonują, że zaginięcie starszego pana, wzbudziło ich niepokój. Dlatego do policji wysłali pismo z prośbą o ustalenie aktualnego miejsca jego pobytu. - Napisaliśmy, że to jest człowiek długotrwale chory, po udarze mózgu, z zanikami pamięci, uzależniony od alkoholu - podkreśla Magdalena Wójtowicz z miejskiego ośrodka pomocy społecznej w Gliwicach. Policja odpowiedziała po trzech miesiącach.
- Napisano, że pan w dalszym ciągu pobiera świadczenie emerytalno-rentowe na konto bankowe. Gdzie przebywa, tego nie udało się policji ustalić - mówi Wójtowicz.
Policja przez rok nie odnalazła zaginionego Helmuta K. Dopiero, gdy okazało się, że chodzi o morderstwo, okazało się to możliwe. Już po dwóch dniach policja wiedziała, gdzie staruszek mieszkał przed śmiercią: przez cały ten czas przebywał w miejscu oddalonym jedynie o trzy kilometry od jego dawnego mieszkania.
- Teraz mieliśmy do czynienia z przestępstwem. I to najpoważniejszym: zabójstwem. A wcześniej nie mieliśmy informacji, że działo się coś złego - komentuje rzecznik policji w Gliwicach, Marek Słomski.
"Zapakuję go w walizkę i wyrzucę"
Ostatni rok, pan Helmut, spędził u Jerzego R., któremu teraz postawiono zarzut morderstwa. Sąsiedzi mówią, że pan Helmut w ogóle nie wychodził z mieszkania. - Z czasem on już wcale nie mógł chodzić, czasami przynosiłam mu jedzenie - mówi nam jedna z sąsiadek.
Kobieta twierdzi, że Jerzy R. na pana Helmuta krzyczał, a nawet bił. - Mówił: "Ja go zabiję. Zapakuję go w walizkę i wyrzucę" - twierdzi sąsiadka, która była najprawdopodobniej bezpośrednim świadkiem zabójstwa mężczyzny.
Tamtego dnia przyszła do mieszkania Jerzego R. Kiedy weszła do środka, Helmut K. stał przy stole. - Ten drugi go uderzył i on upadł na podłogę. Czy żył, tego nie wiem. Nie dawało mi to spokoju. Poszłam tam jeszcze raz, po 15, może 20 minutach. Wtedy był już przeciągnięty z kuchni do pokoju - relacjonuje kobieta.
Jerzy R. - 50-letni, bezrobotny mieszkaniec Gliwic - przyznał się do próby ukrycia zwłok, ale odmówił wyjaśnienia, jak doszło do śmierci Henryka K. Z reporterem UWAGI! nie chciał rozmawiać.
Autor: kło/kk / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice/śląska policja | Szymon Sawaściuk