Profesor Zyta Gilowska cichym "bohaterem" kampanii wyborczej. Wszyscy zachodzą w głowę, czy jako członek Rady Polityki Pieniężnej może (i powinna) wpierać PiS. Okazuje się, że słowa premiera, że "może być odwołana przez prezydenta" nie do końca mają pokrycie w rzeczywistości.
- Nie mogę i nie zamierzam brać udziału w jakiejkolwiek kampanii i agitacji - powiedziała prof. Gilowska 7 września.
Była jednak przymierzana do debaty z ministrem Rostowskim, a 24 września razem z Jarosławem Kaczyńskim gościła w Katowicach na "I Forum na rzecz suwerenności gospodarczej Polski".
- Uczestniczyła w konferencji na temat marki polskiej, ja tam też uczestniczyłem. Mam udawać, że nie znam pani profesor? - skomentował prezes PiS. Forum zorganizowała "Akademia Samorządności". Założona przez PiS.
Taki temperament
- Opinia publiczna musi powiedzieć dość takim sytuacjom z udziałem Zyty Gilowskiej - uważa Ryszard Kalisz z SLD. - Uważam, że niedobrze, że takie działania podejmuje, ale taki ma temperament - dodaje Małgorzata Kidawa-Błońska z PO.
Profesor obejmując obowiązki członka Rady Polityki Pieniężnej przysięgała uroczyście, że będzie "działać z pełną bezstronnością" i wiedziała, że w okresie kadencji członek Rady nie może podejmować działalności publicznej poza pracą naukową.
W niedzielę premier Donald Tusk powiedział: "jeśli łamie zasady i zobowiązania, które na niej spoczywają, może być przez prezydenta odwołana".
Rzeczywiście, może tak być. Ale tylko w pewnych sytuacjach. Jeśli sama zrzecze się funkcji lub wykonywanie funkcji utrudni jej choroba. Jeśli zostanie skazana prawomocnym wyrokiem lub złoży oświadczenie lustracyjne niezgodne z prawdą. Lub kiedy nie zawiesi działalności w partii. Szkopuł w tym, że Gilowska do PiS-u nigdy nie należała.
Dziennikarze "Polski i Świata" chcieli od niej uzyskać komentarz. Udało się połączyć, ale potem pani profesor nagle straciła zasięg.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. PAP