Policjant z wydziału badającego sprawę porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika współpracował z bandytami - twierdzą dziennikarze śledczy TVN Bertold Kittel i Jarosław Jabrzyk.
- Z ustaleń śledztwa wynika, że policjant stał się praktycznie członkiem gangu. Proponował zabójstwo, wystawiał roboty. Wykorzystał techniki policyjne na rzecz gangu. Bandyci mieli dostęp do najbardziej strzeżonych tajemnic, mogli wręcz zakładać podsłuchy - twierdzi człowiek, który poznał akta tajnego śledztwa prowadzonego przez prokuraturę apelacyjną w Lublinie.
Funkcjonariusz, który przez wiele lat był oficerem wydziału kryminalnego radomskiej komendy wojewódzkiej rozpracowywał zorganizowane grupy przestępcze działające na terenie Radomia. Był zaufanym człowiekiem Remigiusza M., zastępcy naczelnika, który był szefem grupy badającej uprowadzenie Krzysztofa Olewnika. To właśnie on, zdaniem prokuratury, odpowiada za nieudolne śledztwo w sprawie tego porwania.
"Nie brał udziału"
Remigiusz M. zapewnia, że policjant nie brał udziału w śledztwie w sprawie porwania. - Był dyspozycyjny, w nocy o północy stawiał się na każde wezwanie - chwali go. Twierdzi, że w jego wydziale nie było przypadków korupcji. Podejrzewany o korupcję policjant odszedł wkrótce po tym, kiedy do dymisji podał się sam Remigiusz M.
Cofnijmy się kilka lat. Na początku 2000 roku policjant zajmował się m.in. szczególnie niebezpiecznym gangiem, kierowanym przez Jarosława K. Bandyci stworzyli hermetyczną, wyspecjalizowaną w napadach na hurtownie, zorganizowaną grupę.
"Teraz będziemy mogli spokojnie działać"
- Kiedyś K. spotkał się z tym policjantem, a po spotkaniu powiedział nam: "no to teraz będziemy mogli spokojnie działać, będziemy mieli ochronę z policji" - mówi skruszony przestępca, który zgodził się współpracować z policją.
Z naszych ustaleń wynika, że funkcjonariusz uprzedzał bandytów o akcjach policji, na zlecenie Jarosława K. zakładał podsłuchy na telefonach członków konkurencyjnych grup przestępczych, a nawet kierował policjantów z innych komend na fałszywe tropy. Informacje uzyskane od policjanta bandyta przekazywał szefom innych zorganizowanych grup przestępczym.
Grupa Jarosława K. w ciągu kilku lat stała się jedną z najbardziej aktywnych zorganizowanych grup w Polsce. Na jej trop wpadli policjanci z Centralnego Biura Śledczego, którzy kilka lat temu zaczęli badać zuchwały napad na państwowy magazyn celny w Chełmie. Przestępcy wywieźli z niego trzy ciężarówki papierosów z przemytu, zabezpieczonych wcześniej przez celników. Prokuratorzy z wydziału V lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej, która prowadzi sprawę, szacuje, że grupa dokonała kilkuset napadów i ukradła towar o wartości ponad 100 milionów złotych. Prokurator Andrzej Jeżyński przyznaje, że w śledztwie badany jest wątek dotyczący osób piastujących funkcje publiczne, ale odmawia udzielenia informacji na ten temat. - Śledztwo jest wielowątkowe - mówi tylko.
Skruszony członek gangu Jarosława K., do którego dotarliśmy, twierdzi, że policjant zaproponował dokonanie włamania. - Z podsłuchu dowiedział się, że u bandyta, który miał zostać zatrzymany, w domu ma prawie milion złotych w gotówce. Chciał żeby się tam włamać. Ale nie zdecydowaliśmy się na to - mówi. Z relacji gangstera wynika, że z funkcjonariuszem spotykał się tylko szef, czyli Jarosław K. Swoim ludziom mówił, że płaci policjantowi od 20 do 30 tysięcy miesięcznie. Łącznie miał mu przekazać około 500 tysięcy złotych.
- Kiedyś przyszedł z takiego spotkania i powiedział, że policjant zaproponował mu, że zabije kogoś na zlecenie, a potem będzie sam prowadził śledztwo i zrobi to tak, żeby nie udało się wykryć sprawcy - opowiada gangster. Dodaje, że gang zapłacił jeszcze jednemu policjantowi, który obecnie zajmuje ważne stanowisko w radomskiej komendzie.
Ciągle szukają kreta
Wydział kryminalny radomskiej komendy wojewódzkiej policji zajmuje się wyjaśnieniem najgroźniejszych przestępstw popełnionych na terenie województwa mazowieckiego, z wyłączeniem stolicy. Dlatego to właśnie funkcjonariusze tego wydziału od pierwszej chwili prowadzili śledztwo w sprawie uprowadzenia Krzysztofa Olewnika. Zdaniem prokuratury to właśnie oni odpowiadają za błędy, które uniemożliwiły szybkie wyjaśnienie sprawy i odnalezienie Olewnika. Śledztwo w tej sprawie prowadzi sejmowa komisja śledcza i gdańska prokuratura apelacyjna. Śledczy nie kryją, że szukają kreta - policjanta, który pomagał porywaczom.
- Z materiałów którymi dysponuje komisja wynika, że ponad wszelką wątpliwość porywaczom pomagała osoba związana z policją - mówi przewodniczący komisji poseł Marek Biernacki (PO).
- Wątek współpracy funkcjonariuszy policji z porywaczami jest przez nas bardzo dogłębnie badany - tłumaczy Zbigniew Niemczyk, zastępca szefa gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej.
Zarzuty niedopełnienia obowiązków w związku ze śledztwem w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika prokuratura przedstawiła trzem funkcjonariuszom. Wśród nich jest zastępca naczelnika wydziału kryminalnego radomskiej policji Remigiusz M.
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn