Demokracja i wolność polega na tym, że każdy, nawet wariat, ma prawo w demokratycznym państwie do organizowania demonstracji - mówił były opozycjonista Władysław Frasyniuk w "Faktach po Faktach".
W sobotę przed Pałacem Prezydenckim zebrała się grupa osób, próbująca zablokować przemarsz uczestników obchodów 86. miesięcznicy tragedii smoleńskiej. Policja siłą usunęła z Krakowskiego Przedmieścia między innymi Władysława Frasyniuka, działacza opozycji w czasach PRL.
Komenda Stołeczna Policji poinformowała, że Frasyniuk odpowie za naruszenie nietykalności cielesnej policjanta. Siedem innych osób będzie odpowiadać za "złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego".
Frasyniuk, gość poniedziałkowych "Faktów po Faktach" został zapytany, jak będzie się bronić, gdy zostanie postawiony mu zarzut użycia siły wobec funkcjonariusza.
- Po pierwsze, powiem zupełnie uczciwie, nie sądzę, mimo że to wygląda prowokacyjnie, aby mi ten zarzut postawiono, ponieważ ten zarzut ma polityczny ciężar gatunkowy - odpowiedział. - Podobnie jak w stanie wojennym, kiedy próbowano mnie zastraszyć, mówiłem: panowie, nawet gdybym o 12 w południe zabił człowieka, to wam już nikt nie uwierzy. To tak, jestem głęboko przekonany, Jarosławowi Kaczyńskiemu jeszcze wierzy garstka ludzi, ale w sprawie Frasyniuka połowa PiS już Kaczyńskiemu nie wierzy - ocenił.
- Sam Kaczyński, moim zdaniem, będzie jednym z bardziej ostrożnych polityków, który będzie w tej sprawie podejmował decyzje - zaznaczył Frasyniuk.
Jak dodał, nie wyklucza zaskarżenia policji za to, że wobec demonstrantów bezprawnie użyto siły.
- Rozważam możliwość zaskarżenia działań policji jako bezprawne. Zaskarżenie tego, że wobec nas demonstrantów użyto bezprawnie siły. Myśmy tam byli zgodnie z obowiązującą konstytucją - to nie nasza wina, że podstawiono tam policjantów - podkreślił Frasyniuk.
- Politycy złamali prawo konstytucyjne, stawiając policjantów przeciwko demonstrującym - dodał gość "Faktów po Faktach".
"Warto walczyć o prawa i swobody obywatelskie"
Pytany, jak tłumaczyłby prezesowi PiS, dlaczego bierze udział w kontrmanifestacjach, odpowiedział: - Jarosławowi Kaczyńskiemu nie będę tłumaczył, bo to wstyd, że on tego nie wie. Albo nie wie, albo udaje i jest tak cynicznym politykiem, że okłamuje sam siebie.
- Ale chętnie odpowiem młodym ludziom: demokracja i wolność polegają na tym, że każdy, nawet wariat, ma prawo w demokratycznym państwie do organizowania demonstracji, do głoszenia własnych poglądów pod warunkiem, że nie są one faszystowskie, komunistyczne, rasistowskie, nie zagrażają bezpieczeństwu, życiu i godności innych ludzi. W tym sensie ja także nie odmawiam prawa do tego, żeby PiS organizował miesięcznic w sprawie smoleńskiej - podkreślił Frasyniuk.
- Warto walczyć o prawa i swobody obywatelskie, warto walczyć o swoją godność, bo wolność nigdy nie jest dana raz na zawsze. O godność, tak jak i o miłość, o małżeństwo, trzeba walczyć każdego dnia, trzeba przypominać, trzeba samemu także pielęgnować w sobie wolność i szacunek dla innego człowieka. Trzeba pamiętać o tym, że moja wolność nie może ograniczać wolności innych ludzi - mówił gość "Faktów po Faktach".
Jak dodał Frasyniuk, "w którymś momencie Jarosław Kaczyński uznał, że PiS jak kiedyś PZPR ma pełne prawo, żeby decydować, kto i w jakim miejscu mówi". - Zmieniono prawo, aby Jarosław Kaczyński miał komfort mówienia tego, co chce, bez osób, które się z nim nie zgadzają - ocenił.
"Siadłem w waszym imieniu, abyście zrozumieli, jak ważna jest wolność"
Frasyniuk został zapytany, z jakim apelem zwróciłby się do prezesa PiS.
- Nie warto już przemawiać do Jarosława Kaczyńskiego. To jest stare drzewo, które nie da się przesadzić. Mam wrażenie, że Władysław Frasyniuk powinien mówić do młodych ludzi: patrzcie, to są rzeczy, których nauczyłem się od starszych od siebie. Ten człowiek, od którego się tego nauczyłem, to Tadeusz Mazowiecki, który mówił: "osoba publiczna to jest osoba, która rezygnuje z części swoich wolności. Osoba publiczna to jest osoba, która czasem gra własnym ciałem" - wyjaśniał gość TVN24.
- Poszedłem na tę miesięcznicę i siadłem, siadłem w waszym imieniu, abyście zrozumieli, jak ważna jest wolność. Spójrzcie na tych ludzi, którzy tam siedzieli, na niepełnosprawne osoby, na kobiety. Wszyscy przyszliśmy, żebyście żyli w normalnym, przyzwoitym, uśmiechniętym, życzliwym kraju - podkreślił Frasyniuk, zwracając się do młodych.
"Nie ma takiej kary więziennej, której bym nie zaliczył"
Frasyniuk pytany w "Faktach po Faktach", ile czasu spędził w PRL-owskim więzieniu z mordercami, odpowiedział, że "siedział cztery lata".
- Siedziałem od samego początku w tak zwanym obostrzonym rygorze, a później dostałem taką literkę "N", czyli niebezpieczny, co oznaczało dość specyficzne warunki odbywania kary, specyficzne cele - mówił.
- Nie ma takiej kary więziennej, której bym nie zaliczył, włącznie z karami, których już dzisiaj w polskich więzieniach nie ma, na przykład sześciomiesięczną izolację - tłumaczył Frasyniuk.
"Połamanie żeber, wywalenie barku, wykręcanie genitaliów"
Jak mówił, został wielokrotnie pobity, ale podkreślił jednocześnie, że nie ma do nikogo pretensji. - Dlatego że nie byłem grzeczny i nawet w więzieniu uważałem, że jestem przywódcą i ten mandat Solidarności musi być mandatem, który jest widoczny - skomentował.
- Wiem, co oznacza bicie z połamaniem żeber, wywalenie barku, czy też wykręcanie genitaliów. Znam brutalną stronę systemów totalitarnych i znam agresję, która wywołuje agresję - podkreślił.
Jak podsumował, "dzisiaj jeszcze można wyjść bezpiecznie, zaprotestować i upomnieć się o swoje prawa". - Dzisiaj jeszcze jesteśmy w sytuacji, kiedy i policjanci i prokuratorzy i sędziowie mają takie poczucie przyzwoitości, którego jeszcze nie zdominował strach - stwierdził w "Faktach po Faktach" Władysław Frasyniuk.
Autor: mw/sk / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24