Pomyślny koniec akcji ratunkowej w Bieszczadach. Ratownicy GOPR i funkcjonariusze Straży Granicznej musieli ewakuować grupę 10 nastolatków i ich dwóch opiekunów zagubionych w rejonie Bukowego Berda. Dwie osoby w najcięższym stanie były transportowane. Pozostali zeszli o własnych siłach. W Mucznem czekały na nich karetki pogotowia.
- Na miejscu było dziesięcioro młodych ludzi w wieku 15-19 lat i dwóch opiekunów - poinformowali naczelnik grupy GOPR Grzegorz Chudzik i Elżbieta Pikor z Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.
Warunki akcji ewakuacyjnej były bardzo trudne. Nad regionem przeszła burza śnieżna. Wiał też silny wiatr.
Bukowe Berdo (1311 m n.p.m.) w Bieszczadach jest bardzo trudne do zdobycia w zimie. Leży kilka kilometrów na wschód od Ustrzyk Górnych, blisko granicy z Ukrainą.
W wieku 16-19 lat
Major Elżbieta Pikor ze Straży Granicznej mówiła wcześniej w TVN24, że funkcjonariusze tej służby dotarli do grupy, która wezwała pomoc i tam połączyli akcję ratunkową z GOPR-owcami.
- To dzieci w wieku 16-19 lat (...). Są przemarznięte, ale na pierwszy rzut oka nie zaobserwowano u nich większych uszczerbków na zdrowiu - wyjaśniła.
Wcześniej Pikor informowała, że w akcji uczestniczy 24 funkcjonariuszy, wyjechało 6 skuterów śnieżnych, 6 pojazdów terenowych i śmigłowiec.
GOPR i LPR w akcji. Uwięzieni pod szczytem Berda
Ratownik GOPR Grzegorz Chudzik wcześniej mówił z kolei na antenie TVN24, że akcja ratunkowa w tym rejonie rozpoczęła się po telefonie, jaki wykonali młodzi ludzi próbujący zdobyć szczyt.
- Pierwszy patrol jest przy grupie. Potwierdziło się, że warunki na Berdzie są fatalne; półtora metra świeżego śniegu, widoczność praktycznie zerowa. Akcja potrwa kilka godzin, bo nie możemy wykorzystać śmigłowców - relacjonował w TVN24 o godz. 11.30 Chudzik.
Informował też, że pierwszy na miejsce próbował przybyć śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, ale "nie mógł się przebić przez warstwę chmur, by wylądować na Bukowym Berdzie".
Chudzik dodał, że GOPR zgłosił się też "na wszelki wypadek" do Straży Granicznej i lokalnego nadleśnictwa, by i te wysłały do akcji swoich ludzi. Według jego informacji młodzi ludzie mieli mieć "odmrożone nogi i nie są w stanie opuścić namiotu". Te informacje zdementowała potem Straż Graniczna.
Ratownik dodał, że akcja przebiega według "tradycyjnego" schematu. - Ratownicy wyjeżdżają do skuterach dokąd można, a dalej przebijają się przez śnieg.
W jego opinii "Bukowe Berdo należy do trudnych gór". - Dotarcie tam w warunkach zimowych jest naprawdę bardzo trudne - stwierdził.
W akcji ratowniczej uczestniczyło ok 40 osób.
Zgubili szlak. Instruktor postąpił "dojrzale"
Bogdan Tymoszyk ze szkoły przetrwania, która zorganizowała wyjazd grupy, powiedział w TVN24, że "na miejscu jest razem z kadrą około 13 osób". GOPR mówił wcześniej o ok. 10 osobach.
- Wezwanie GOPR-u przez instruktora świadczy o jego dojrzałości. Ocenił on warunki i zdecydował o wezwaniu pomocy - uznał Tymoszyk. Uspokajał też, mówiąc, że uczestnicy wyjazdu "od początku trwania obozu" byli w kontakcie z grupą GOPR-u, która ma jedną ze swoich baz w Ustrzykach Górnych i "każde ich wyjście w góry było monitorowane".
- Dzieciaki są w dobrym stanie. Nikomu nic się nie stało. Nastąpiło "pogubienie szlaku", więc dość powszechna rzecz - wyjaśnił Tymoszyk.
W Bieszczadach powyżej górnej granicy lasu leży średnio pół metra śniegu. Jest siedem stopni mrozu, a prędkość wiatru dochodzi do 70 km/godz. W górnych partiach Bieszczad obowiązuje drugi stopień zagrożenia lawinowego.
Autor: adso,mon, nsz//bgr/jaś,gak/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: GOPR Bieszczady