- Cały czas gapiliśmy się w telewizor: gdzie jest Darek, gdzie Brygida, gdzie mały Remik? - mówi Krzysztof Skórzyński, redakcyjny kolega Darka Kmiecika. - Przecież to on tam powinien być, z mikrofonem relacjonować tragedię. A tu musieliśmy relacjonować dramat naszego kolegi - mówi.
- Tak zupełnie po ludzku czuliśmy się jak w jakimś filmie. To było zupełnie odrealnione: z jednej strony widzimy taką tragedię. Jako dziennikarze relacjonowaliśmy [ich] w życiu bardzo wiele. Z drugiej strony jesteśmy wpatrzeni w telewizor i tylko wypatrujemy Darka. Darka, Brygidy, ich małego synka - mówi Krzysztof Skórzyński, redakcyjny kolega Darka Kmiecika.
"Jakby zginął ktoś z mojej rodziny"
Jak mówi, byli ze sobą związani. - My spędzamy w robocie po 10-11 godzin dziennie. I mimo że pracowaliśmy osobno - ja w Warszawie, on w Katowicach - potrafił znaleźć czas, zadzwonić w tygodniu, zapytać: "Hej, stary, co słychać? Jak w robocie? Znów ciężko czy masz kiedy odpocząć?" - przypomina sobie.
Jak mówi, takie relacje w pracy zawodowej buduje się bardzo ciężko. - Bo my tu mamy niewiele czasu, żeby zawiązywać relacje prywatne. A z Darkiem mi się to udało - mówi Krzysztof Skórzyński. - I teraz czuję się, jakby zginął ktoś z mojej rodziny. I zastanawiam się: o co Bogu chodziło? Przecież on był w najlepszym momencie swojego życia. Miał małego synka, którego bardzo kochał, fantastyczną żonę, bardzo ambitną dziewczynę. Mieli mnóstwo planów - mówi.
Autor: bieru/kka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24