Policja aresztowała w piątek 25-letnią kobietę, matkę obu chłopców, którzy zostali porzuceni we wtorek i środę w kościołach w Sosnowcu i Katowicach. Sąd rodzinny zdecydował, że bracia trafią do rodzin zastępczych. - Oddałam dzieci, ponieważ chciałam dla nich stworzyć normalną rodzinę - tłumaczy matka braci. Kobieta usłyszała już zarzuty.
- Przyjechałam z Pomorza z dziećmi tutaj na Śląsk, do mojej rodziny, ponieważ tam straciłam pracę i mieszkanie. Oddałam dzieci, ponieważ chciałam dla nich stworzyć normalną rodzinę - mówi 25-latka, którą zatrzymała w piątek policja. - Chciałam, żeby ktoś znalazł im normalną rodzinę, której ja nie potrafiłam stworzyć. Chciałam dla nich jak najlepiej. Mam nadzieję, że ktoś się nimi zaopiekuje - dodaje matka dzieci.
Kobieta po zatrzymaniu przeszła badania lekarskie, a następnie trafiła do aresztu. Jak ustaliła reporterka TVN24, matka dzieci była już poszukiwana w związku z innym przestępstwem. - Miała do odsiedzenia 30 dni - tłumaczy Marta Kupiec.
Nawet do 3 lat więzienia
Policja relacjonuje, że na trop kobiety natrafiono dzięki anonimowemu telefonowi.
- Zgłosiła się do nas osoba, która widziała te dzieci kilka tygodni temu na Pomorzu. Dzięki temu dotarliśmy do 25-letniej matki. Została zatrzymana w Sosnowcu, w mieszkaniu swojej babci. Jest to osoba niepracująca, która nie ma stałego miejsca zameldowania. Trwają rozmowy z kobietą. Przyznaje, że jest matką obu chłopców - przekazała Aleksandra Nowara z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Bracia są już pod opieką rodzin zastępczych - tak zdecydował sąd rodzinny. Młodsze z dzieci prewencyjnie trafiło wcześniej do szpitala.
Matka chłopców usłyszała zarzuty za pozostawienie dzieci bez opieki. Została aresztowana na razie na 30 dni. Za narażenie zdrowia i życia dzieci grozi jej do 3 lat więzienia.
Dzieci porzucone w kościołach
Pierwszy z chłopców, w wieku około sześciu miesięcy, został znaleziony we wtorek w Sosnowcu w kościele przy ulicy Gospodarczej.
- Był zadbany, owinięty w kołderkę, miał butelkę mleka i karteczkę z prośbą o zaopiekowanie się nim. Oczywiście natychmiast zajęli się nim policjanci. Chłopiec trafił do szpitala. Znalazła go osoba, która była w kościele. Prawdopodobnie chwilę wcześniej został pozostawiony - relacjonowała Nowara.
Dzień później w innym kościele, tym razem w Katowicach, znaleziono, jak się okazuje, jego brata. Policja szacuje, że chłopiec ma około półtora roku. Nie potrafi powiedzieć, jak się nazywa, mówi jedynie: "mama".
- Około godz. 12.30 pewna kobieta wychodziła z kościoła i została zaczepiona przez inną, która zapytała czy wie, że jest tam porzucone dziecko. Ta była zaskoczona sytuacją, ale powiedziała, że zaraz się dzieckiem zajmie. Stojąca przed kościołem kobieta powiedziała, że zadzwoni na policję. Nie zrobiła tego. Podejrzewamy, że mogła to być matka dziecka, która stała pod kościołem i chciała, aby dziecko trafiło w dobre ręce - mówiła wcześniej Nowara.
"Myśleliśmy, że matka wyszła do sklepu"
- Kobiety mnie zawiadomiły, że dziecko jest w przedsionku kościoła. Przedsionek jest zawsze otwarty, ludzie przychodzą się modlić - mówi ks. Zbigniew Kocoń, proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP.
- Dziecko nic nie mówiło, wyglądało na zdrowe, uśmiechało się, było radosne. Przy nim była reklamówka z pampersami. Myśleliśmy, że matka wyszła do sklepu na zakupy i zaraz wróci. Kiedy nie było jej dłuższą chwilę, zadzwoniliśmy na 112, przyjechała policja i pogotowie. I zabrali dziecko - opowiada.
Autor: kło/tr,kk / Źródło: tvn24