Zapadła decyzja o zwolnieniu dyrektora kopani Mysłowice-Wesoła. Stanowisko Eugeniusza Małobęckiego zajmie dotychczasowy dyrektor KWK Wieczorek - Marek Pieszczek. Jak wcześniej podawały "Fakty" TVN, swoje posady mają stracić wszyscy odpowiedzialni za wypadek. Według ostatnich nieoficjalnych informacji jednak na razie dalsze decyzje kadrowe zostały wstrzymane.
- Z dniem 16 października na stanowisko dyrektora KWK Mysłowice-Wesoła powołany został p. Marek Pieszczek, dotychczas dyrektor KWK Wieczorek. Obowiązki dyrektora KWK Wieczorek pełnił będzie p. Jarosław Jamrozy, dotychczas naczelny inżynier tej kopalni - poinformował Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego. Potwierdził tym samym informacje, do których wcześniej dotarli dziennikarze "Faktów".
Odpowiedzialni za wypadek
Wojciech Jaros nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy zwolnienie dyrektora ma związek z niedawnym wypadkiem. - Jest to decyzja zarządu. Decyzje następują po starannym przemyśleniu. Nie są podejmowane na szybko. Zarząd uzasadnia tę decyzję, rozmawiając o tym z osobami zainteresowanymi, nie upubliczniając tych decyzji - powiedział rzecznik KHW.
Według nieoficjalnych informacji decyzja o tej zmianie została podjęta pod wpływem nacisków z Ministerstwa Gospodarki. Według wysoko postawionych urzędników jednym z problemów, z którym trzeba się zmierzyć, są pracujący w kopalni ludzie.
Jednak na razie z dalszymi decyzjami kadrowymi władze kopalni wstrzymają się do czasu, gdy będą znane efekty prowadzonych śledztw - prokuratury i Wyższego Urzędu Górniczego. Dziennikarze TVN24 dotarli także do innej nieoficjalnej informacji, zgodne z którą dyrektor mysłowickiej kopalni Eugeniusz Małobęcki, miał zostać odwołany kilka tygodni przed wypadkiem. Ostateczne decyzja ta została wstrzymana. Ma to związek ze zmianą na stanowisku prezesa holdingu.
"Nie było niepokojących sygnałów"
W ubiegły poniedziałek w należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego kopalni Mysłowice-Wesoła doszło do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia na głębokości 665 m znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, a 31 z nich trafiło do szpitali, jeden z nich zmarł. Wciąż trwają poszukiwania jednego górnika.
Dlaczego nie udało się zapobiec katastrofie? Wyższy Urząd Górniczy opublikował raport, z którego wynika, że 80 proc. wypadków w kopalniach to skutek błędu człowieka, nie natury czy złego sprzętu.
Anonimowe źródła informowały, że o wysokim stężeniu górnicy mieli wiedzieć już na kilka dni przed tragedią. W niebezpiecznych warunkach znajdowali się pracownicy zatrudnieni w firmie założonej przez związki zawodowe. Te same, które już po wybuchu głośno domagały się przestrzegania przepisów bezpieczeństwa. Kilka dni po wypadku związkowcy złożyli wniosek do prokuratury. Pisali w nim, że informowały władze kopalni o zagrożeniu przed tragedią, ale zostały zignorowane.
Jak ustalił reporter TVN24 Jerzy Korczyński, decyzja o tym, że mimo zagrożenia wybuchem praca w kopalni nie została przerwana, mogła zapaść nie we władzach kopalni, ale na wyższym szczeblu.
Dziennikarz w kilku źródłach potwierdził także informację, że górnicy przed katastrofą i tego samego dnia normalnie prowadzili wydobycie. Natomiast inni pracownicy zajmowali się "pracami profilaktycznymi".
Autor: bieru/kka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24