Jeśli zostanę premierem w pierwszej kolejności przyjrzymy się finansom publicznym, które są teraz bombą tykającą pod nami i trzeba ją rozbroić - mówi prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "Polski The Times". - Trzeba wszystkim uświadomić co może się stać, kiedy premierem zostanie ktoś tak naładowany negatywnymi emocjami - przekonuje z kolei w wywiadzie dla tej samej gazety premier Donald Tusk.
- Najpierw musimy oszacować rozmiar tykającej bomby, przekonać się, jak jest skonstruowany mechanizm zegarowy przy detonatorze, a później zacząć ją rozbrajać. Mamy już gotowe projekty, choćby koncepcję reformy systemu podatkowego, którą niedawno przedstawiliśmy. Będziemy też wcielać pomysły, które pozwolą zwiększyć dochody państwa - tak, aby uniknąć drastycznych cięć - stwierdza szef PiS.
Jak podkreśla Kaczyński, jeśli PiS już będzie musiał sięgnąć do kieszeni obywateli, "to tych głębokich, a nie płytkich". - Choć idealnie by było, gdyby się okazało, że bomba nie jest jednak tak duża i uda nam się ją rozbroić bez zwiększania obciążeń podatkowych - mówi.
Jak dotąd, i to mnie cieszy, ta kampania – jak na obecne czasy, jak na tę wojnę – była bardzo spokojna. To jest na pewno dobre. Być może paliwo do tej wojny już się wypala Jarosław Kaczyński
"Katastrofę wyjaśnimy po wyborach"
Prezes PiS dopytywany, dlaczego w kampanii wyborczej nie pojawił się prawie w ogóle temat katastrofy smoleńskiej, odparł: "My tę sprawę rzeczywiście chcemy wyjaśnić, ale będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy wygramy wybory".
- Czynienie z tej sprawy głównej osi kampanii wyborczej zmniejszyłoby szanse na jej wyjaśnienie, a nie zwiększyło. Głównie dlatego, że nasi przeciwnicy polityczni mówiliby o kwestiach społecznych, walce z kryzysem, a nam wmawiali, że zajmujemy się tylko jednym tematem - mówi Kaczyński.
Pytany o to, jak ocenia mijającą kampanię, prezes PiS stwierdza, że jej końcówka była bardzo nieprzyjemna z uwagi na "straszliwy atak ze strony Platformy – obraźliwy i jednocześnie wprost odrzucający tę ideę, aby zakończyć wojnę polsko-polską". - Jak dotąd, i to mnie cieszy, ta kampania – jak na obecne czasy, jak na tę wojnę – była bardzo spokojna. To jest na pewno dobre. Być może paliwo do tej wojny już się wypala - zauważa Kaczyński.
Zbiorowa pamięć
Powinna zadziałać zbiorowa pamięć, która umożliwi porównanie obu głównych ugrupowań. Chodzi o to, by ludzie nie wierzyli w przebieranki, ale zaufali własnemu doświadczeniu: jak było za Kaczyńskiego, jak za Tuska. I niech wybiorą. Tusk albo Kaczyński. Donald Tusk
Z kolei premier Tusk w wywiadzie dla tej samej gazety przekonuje, że w tych wyborach Polacy wybiorą pomiędzy dwiema wizjami Polski. - Powinna zadziałać zbiorowa pamięć, która umożliwi porównanie obu głównych ugrupowań. Chodzi o to, by ludzie nie wierzyli w przebieranki, ale zaufali własnemu doświadczeniu: jak było za Kaczyńskiego, jak za Tuska. I niech wybiorą. Tusk albo Kaczyński - podkreślił premier.
I odpowiedział na zapowiedzi prezesa PiS, który stwierdził, że jeśli zostanie premierem "w pierwszej kolejności przyjrzy się finansom publicznym, które są teraz tykającą bombą". - Jeśli Kaczyński serio chce wydać tyle pieniędzy, ile obiecuje w kampanii, doprowadzi państwo do ruiny. My przyjęliśmy plan, który jest próbą utrzymania zadłużenia na poziomie bezpiecznym dla Polski. Zagrożeniem są radykalne albo niekompetentne pomysły. Nie jest sztuką powiedzieć: "Damy wam, ile chcecie", a po roku oznajmić: "Nie mamy pieniędzy na wypłaty emerytur" - zaznaczył Tusk.
Pytany o koalicję z Januszem Palikotem stwierdził: - Nie będę współpracować z nikim, kto chce legalizować narkotyki! Janusz Palikot dla zgrywy, skandalu, zwrócenia na siebie uwagi gotów jest zrobić dużo, moim zdaniem za dużo - zadeklarował Tusk. I pytał: - Czy człowiek, który buduje swój program na radykalnej rewolucji obyczajowej i legalizacji narkotyków pasuje do PO? Nie - odpowiada premier. Jego zdaniem PO kojarzy się Polakom z poczuciem bezpieczeństwa. - Ma być porządek, świadczenia mają być wypłacane. Ciepła woda ma płynąć z kranu - powiedział Tusk.
Lekcja pokory
Premier był podczas kampanii krytykowany za pomysł z "tuskobusem". Sam jednak zapewnia, że podróże po kraju były dobrym pomysłem. - To była lekcja pokory wobec ludzi. Moim obowiązkiem jest wysłuchiwanie żalów i opowieści o tym, że ktoś ma męża alkoholika, że ktoś nie ma pracy - stwierdził premier.
I dodał, że za największą porażkę swojego rządu uznaje kolej. - Tak skoncentrowaliśmy się na drogach, że przysłoniły nam kolej - powiedział Tusk.
Źródło: "Polska The Times"